Jak Europa zareaguje na kryzys energetyczny? W tym roku trudno będzie o dobre wieści

Tej zimy nie ma raczej co oczekiwać wspólnej europejskiej reakcji na kryzys energetyczny. Co więcej - różnice zdań co do koncepcji wybrnięcia z tej sytuacji uwidoczniły istniejący w Unii Europejskiej podział na północ i południe.

Droga do jedności w obliczu podwójnego wyzwania, jakim dla Europy jest bezpieczeństwo dostaw i drastyczny wzrost cen energii, będzie długa i trudna, co pokazały wyniki ostatniego szczytu unijnego.

Kraje północne, które sprzymierzyły się wokół Niemiec, obawiają się przede wszystkim, czy dostaw energii wystarczy, a w drugiej kolejności martwią się o ceny. Z kolei kraje południa UE - z wieloma terminalami LNG i połączeniami gazowymi sięgającymi do Egiptu, Algierii i Azerbejdżanu, takie jak Hiszpania, Włochy i Grecja - oraz kraje europejskie mniej zależne od rosyjskiego gazu, lękają się głównie o koszty. Czy istnieje rozwiązanie, które pogodzi te rozbieżne interesy i będzie stanowić skuteczną odpowiedź na kryzys, który zdaje się nie mieć końca i grozi pogrążeniem Europy w recesji?

Pewnym światełkiem w tunelu jak na razie wydają się prognozy meteorologiczne, według których Europejczycy mogą liczyć na łagodną zimę, co znacznie ograniczy potrzeby, a tym samym koszty ogrzewania, ale także zużycie cennych rezerw gazu ziemnego, od których zależy przebieg kolejnego okresu zimowego oraz sytuacja ekonomiczna w UE.

Pierwsze pozytywne sygnały dla kursu cen są już odnotowywane we wskaźnikach rynku TTF (Title Transfer Facility, wirtualny punkt handlu gazem ziemnym w Holandii) i giełd energii elektrycznej. Po boomie i szczycie w sierpniu na poziomie 350 euro za megawatogodzinę cena gazu ziemnego w holenderskim hubie TTF jest obecnie notowana na poziomie 115 euro w kontraktach listopadowych, a cena hurtowa energii elektrycznej z 600 euro za megawatogodzinę spadła do poziomu poniżej 150 euro na prawie wszystkich rynkach europejskich, z wyjątkiem Grecji. Jednocześnie cena praw do emisji spadła z 95 do 66 euro za tonę, a cena ropy naftowej (Brent) przesuwa się do 92-93 dolarów za baryłkę ze 120 dolarów kilka miesięcy temu.

Ta pozytywna zmiana na froncie cen energii jest wynikiem kombinacji paru czynników i wygląda niestety raczej na tymczasowe wytchnienie, a mniej na stały kurs deeskalacji. Nie może być zresztą inaczej, skoro główny winowajca aprecjacji, czyli czynnik geopolityczny, wciąż daje o sobie znać. Na razie uzupełnianie zapasów gazu ziemnego w europejskich magazynach, stonowany popyt na gaz grzewczy i prognozy łagodnej zimy to główne czynniki, które doprowadziły do wyhamowania cen. Wraz z pierwszymi chłodnymi zimowymi temperaturami ceny gazu ziemnego zaczną rosnąć i ten trend jest obecnie dyskontowany przez grudniowe kontrakty terminowe TTF.

Jeśli chodzi o zapasy - Unia Europejska prawdopodobnie zmagazynuje obecnie wystarczającą ilość gazu ziemnego, aby przetrwać zimę bez konieczności ograniczenia zużycia przez przemysł.

Jeżeli import gazu ziemnego od państw trzecich, a nie z Rosji, utrzyma się na wysokim poziomie, a przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe będą nadal reagować na wysokie ceny, ograniczając zużycie, UE prawdopodobnie będzie w stanie uniknąć nagłych niedoborów i ograniczeń zarówno tej, jak i następnej zimy - nawet jeśli cały import z Rosji ustałby od listopada.

Przy obecnych trendach magazyny gazu ziemnego będą prawdopodobnie wypełnione w 95 proc. do końca października, zanim sezon chłodów naprawdę się rozpocznie. Niektóre dane sugerują, że zużycie gazu ziemnego w Unii Europejskiej spadło już o 10 proc. w stosunki do średniej z lat 2017-2021.

Niepewność co do cen ma powrócić w lutym, gdy zapasy gazu ziemnego, które zostały zużyte na ogrzewanie, zaczną być uzupełniane, a intensywność kryzysu będzie zależała od tego, co będzie działo się w Rosji i na Ukrainie. Wielkie znaczenie będzie miała również płynność dostaw LNG na rynek. Popyt znacznie wzrośnie w przypadku całkowitego odcięcia dopływu rosyjskiego gazu, nad którym to scenariuszem Europa pracuje od miesięcy, natomiast powrót chińskiej gospodarki do normalności zwiększy popyt na ładunki LNG, zaostrzając problemy z zatorami i konkurencję między Europą a Azją.

Kolejnym czynnikiem niepewności, który wpłynie na dostępność energii i jej ceny, są potencjalne akty sabotażu wobec rurociągów - władze Unii Europejskiej wyrażają silne obawy przed kolejnymi takimi atakami po tym, co stało się z Nord Stream 1. Na to, jak poważna jest sytuacja, wskazują ostatnie wypowiedzi dyrektora Międzynarodowej Agencji Energetycznej Fatiha Birola. "Z rezerwami gazu ziemnego na poziomie prawie 90 proc. Europa przetrwa nadchodzącą zimę z zaledwie kilkoma siniakami, o ile nie będzie politycznych lub technicznych niespodzianek" - powiedział, dodając: "Ta zima jest trudna, ale następna może być również bardzo trudna".

Nawet w optymistycznym scenariuszu zakończenia wojny na Ukrainie ceny energii będą powoli wracać do poziomów sprzed kryzysu, a to dlatego, że po prostu globalna produkcja energii nie pokrywa globalnego zapotrzebowania - i równowagi, tzn. czynnika stabilizującego ceny, nie należy się spodziewać wcześniej niż w latach 2026-2027, kiedy na rynek trafi nowa produkcja.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: