- Rosjanie zrewidowali faktury za gaz dostarczany Polakom. Oznacza to, że już dostosowali się do wyroku Trybunału Arbitrażowego. To rutynowe działanie. Jurysdykcja sądów europejskich musi być respektowana. Rosjanie mieli z tym w przeszłości różną praktykę. Obecnie Gazprom wybrał jedyną logiczną ścieżkę, która pozwoli mu zachować wiarygodność w tej sprawie. Gdyby próbował mataczyć: ograniczać dostawy, czy je przerywać, bądź w inny negatywny sposób wpływać na konsekwencje wyroku ws. kontraktu jamalskiego, straciłby twarz, już po raz kolejny. Nie może zaś sobie na to pozwolić, gdy obecnie trwa pandemia koronawirusa, drastycznie wpływająca na kurczenie się rynku gazu w Europie - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl.
Maciej Pawlak: Jak obecnie wygląda możliwość dokończenia rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2? Co zrobią Rosjanie?
Wojciech Jakóbik: Informacje dostępne oficjalnie sugerują, że Niemcy nie zgodzili się na to, by projekt Nord Stream 2 został wyłączony spod prawa unijnego. Oznacza to prawdopodobnie dalsze opóźnienie w realizacji tego projektu wskutek konieczności dostosowania go do wymogów tego prawa. Z kolei zgodnie z prawem rosyjskim Gazprom jest wyłącznym eksporterem gazu z Rosji z wykorzystaniem gazociągów. Zachodzi tu przy tym konflikt z prawem unijnym, które nie dopuszcza możliwości, w której dostawca gazu jest jednocześnie operatorem gazociągu. A taka sytuacja zachodziłaby w przypadku Nord Stream 2. Ponadto Gazprom będzie musiał dopuścić bez przeszkód konkurencję do tego gazociągu, a tymczasem jest jedynym podmiotem, który ma przesyłać gaz z Rosji. Nie wiadomo czy Rosjanie zgodzą się na takie zmiany. Zaś Niemcy będą musieli przyjąć prawo unijne w odniesieniu do Nord Stream 2. Komisja Europejska dopiero wtedy sprawdzi czy ono jest wdrożone właściwie. Dopóki tego nie rozstrzygnie, przez Nord Stream 2 nie będzie mógł popłynąć gaz. Sprawa może być także przedmiotem sporu sądowego. Polska strona sugerowała już, że w razie niewłaściwego wdrożenia prawa UE w Niemczech, pójdzie do sądu. A dopóki sprawa nie zostanie rozstrzygnięta, być może nie będą mogły ruszyć dostawy i nastąpią kolejne opóźnienia w otwarciu Nord Stream 2.
Jakie znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego w naszym kraju ma rozstrzygnięcie przetargu na wykonawcę norwesko-duńsko-polskiego gazociągu Baltic Pipe?
Dzięki temu, że został wybrany wykonawca budowa tego rurociągu będzie mogła być rozpoczęta. Została nim włoska firma Saipem. Wskutek tego prawdopodobnie jeszcze przed jesienią ruszą pierwsze prace budowlane. Gazociąg ma być gotowy w październiku 2022 r. Pozwoli Polakom w sposób komfortowy zastanowić się, w jaki sposób zmienić portfel dostaw gazu do naszego kraju po 2022 r. Bo wtedy kończy się także gazowy kontrakt jamalski, którego Polska nie chce przedłużać. Zobaczymy, co go zastąpi. Teoretycznie moglibyśmy, dzięki Baltic Pipe i dokonywanej rozbudowie terminalu LNG w Świnoujściu, całkowicie porzucić dostawy z Rosji. Decyzja o tym jest wciąż przed nami. Zobaczymy za dwa lata, jakie będą warunki na rynku. Natomiast nowa infrastruktura gazowa dzięki obu inwestycjom ma dać wolność wyboru najlepszej możliwej oferty, co oznacza, że w założeniu otrzymamy najniższą możliwą wówczas, dostępną na rynku cenę gazu.
Na przebieg Baltic Pipe pod dnem Bałtyku nie wyraziła jeszcze zgody środowiskowej strona szwedzka? Z czego to może wynikać?
To sprawa czysto formalna. Nie wynika z jakichś zasadniczych zastrzeżeń Szwedów co do budowy samego gazociągu. Baltic Pipe jest wspierany i nadzorowany przez Komisję Europejską. Tak, jak inne tego typu podobne szwedzkie czy duńskie projekty, musi więc spełniać wyśrubowane standardy środowiskowe. Kwestią formalną jest więc zatwierdzenie bezpiecznego wpływu tej inwestycji na środowisko także przez Szwedów.
Dlaczego Rosjanie zdecydowali się respektować wyrok Sądu Arbitrażowego w Sztokholmie, z którego ma wynikać konieczność obniżenia przez Gazprom cen gazu przesyłanego gazociągiem jamalskim do Polski na zamówienie PGNiG?
PGNiG poinformowało, że Rosjanie zrewidowali faktury za gaz dostarczany Polakom. Oznacza to, że już dostosowali się do wyroku Trybunału Arbitrażowego. To rutynowe działanie. Jurysdykcja sądów europejskich musi być respektowana. Rosjanie mieli z tym w przeszłości różną praktykę. Obecnie Gazprom wybrał jedyną logiczną ścieżkę, która pozwoli mu zachować wiarygodność w tej sprawie. Gdyby próbował mataczyć: ograniczać dostawy, czy je przerywać, bądź w inny negatywny sposób wpływać na konsekwencje wyroku ws. kontraktu jamalskiego, straciłby twarz, już po raz kolejny. Nie może zaś sobie na to pozwolić, gdy obecnie trwa pandemia koronawirusa, drastycznie wpływająca na kurczenie się rynku gazu w Europie. Już teraz bowiem obserwujemy spadek jego dostaw przez Ukrainę. Niezależnie od tego, jaka będzie polityka państw unijnych, spowolnienie gospodarcze zmniejszy prawdopodobnie zainteresowanie gazem rosyjskim. Dlatego każdy dostawca, taki, jak Gazprom, powinien walczyć o klienta. Bo każdy jest na wagę złota. Dotyczy to tak samo polskiego klienta, importującego 8-10 mld m3 gazu z Rosji rocznie. I być może stąd bierze się ta ugodowa, pożądana postawa Rosjan, w przeciwieństwie do różnych złych doświadczeń znanych z przeszłości. Jednak nie należy usypiać czujności, bo nagłe wolty to codzienność w polityce rosyjskiej.
Jak pandemia koronawirusa może wpłynąć na ewentualne korekty unijnej polityki klimatyczno-środowiskowej?
Generalny cel dekarbonizacji w UE się nie zmieni. Ponieważ takie są ambicje głównych graczy unijnych. Ale także są takie trendy technologiczne. To znaczy, że odnawialne źródła energii stają się coraz bardziej konkurencyjne rynkowo, a węgiel, nie tylko w Polsce, ale generalnie na świecie, traci tę konkurencyjność. Te obiektywne trendy spowodują, że generalnie i tak będzie postępowała dekarbonizacja. Natomiast polityka unijna, zakładająca jak najszybciej pełną moc na rewolucję energetyczną, będzie musiała uwzględnić nowe realia.
Co to znaczy?
Spowolnienie gospodarcze, trudności społeczne w krajach doświadczonych pandemią koronawirusa i kryzysem gospodarczym, który wisiał na Europą jeszcze przed COVID-19. A teraz przyspieszył, szybciej w nią uderzył. Dlatego ambitna polityka klimatyczna zapewne będzie nadal ambitna, choć będzie musiała mieć charakter ewolucyjny i być poparta większym wsparciem zmian. Szczególnie, gdy będzie o nie trudniej, bo generalna sytuacja gospodarcza będzie dużo gorsza w całej Europie.