Marcin Roszkowski: Pandemia może zmniejszyć przychody Gazpromu [NASZ WYWIAD]

Jeszcze nie nastąpiły ostateczne rozstrzygnięcia co do zmian w przyszłej polityce energetycznej. Jest ona potrzebna po to, by dostosować się do wykorzystania nowych środków ze strony UE na cele rozwoju energetyki, głównie „zielonej”, ale nie weszła jeszcze w życie. Projekt, który został ogłoszony kilka lat temu i pozostaje na etapie konsultacji, nie ma już wiele wspólnego ze stawianymi przez Brukselę wymogami środowiskowymi – mówi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Rozmawia Maciej Pawlak.

Co czeka Gazprom w sytuacji, gdy od ponad pół roku stoi budowa gazociągu Nord Stream 2 wskutek amerykańskich sankcji, wcześniej Polska zapowiedziała, że nie przedłuży kontraktu jamalskiego, a ostatnio prezydent Turcji ogłosił, że odkryto bogate złoża gazu w tym kraju, co zasadniczo zmniejszy popyt na gaz z Rosji?
Gazprom jest jednocześnie ważnym elementem rosyjskiej gospodarki, jak i rosyjskiego wpływu na świecie. Zatem na pewno władze rosyjskie nie pozwolą, by ten gazowy koncern upadł. Natomiast generalnie rynek gazu znajduje się obecnie w specyficznej sytuacji. Dlatego, że w Europie to paliwo uznawane za „przejściowe”, w Chinach funkcjonuje wciąż jako ważny rynek, jednak ciągle pojawiają się tam dlań alternatywy. Zaś, gdy mówimy o perspektywie kilkunastu do 20. lat tymczasowe problemy związane ze spadkiem popytu na gaz nie stanowią jeszcze dramatu dla Gazpromu, ale także dla innych spółek energetycznych związanych z rynkiem gazu. Rzecz jasna, gdy, tak jak obecnie, panuje recesja w gospodarce, to popyt na surowce energetyczne jest mniejszy, a to skutkuje także zmniejszeniem przychodów firm wydobywczych.

Projekt, który został ogłoszony kilka lat temu i pozostaje na etapie konsultacji, nie ma już wiele wspólnego ze stawianymi przez Brukselę wymogami środowiskowymi – mówi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Rozmawia Maciej Pawlak.
Na pewno mogą spróbować konkurować niższymi cenami, mogą zejść z obecnego poziomu marż, bo żadna ze spółek rosyjskich nie jest giełdowa, w rozumieniu europejskim. Zresztą zawsze tak robili, rynek utrzymywali poprzez uzależnienie od infrastruktury. Tak samo robią z Nord Stream 2.

W ostatnich tygodniach pojawiły się informacje o przygotowywanych przez rząd zmianach w Polityce Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP 20240). W jakim kierunku mogą iść zmiany w tym programie?
Jeszcze nie nastąpiły ostateczne rozstrzygnięcia co do zmian w przyszłej polityce energetycznej. Jest ona potrzebna po to, by dostosować się do wykorzystania nowych środków ze strony UE na cele rozwoju energetyki, głównie „zielonej”, ale nie weszła jeszcze w życie. Projekt, który został ogłoszony kilka lat temu i pozostaje na etapie konsultacji, nie ma już wiele wspólnego ze stawianymi przez Brukselę wymogami środowiskowymi. Nie dałoby się go wobec tego wdrożyć. Świat się dość mocno zmienił przez ostatni rok-dwa, a projekt PEP 2040 był już właściwie nieaktualny w chwili jego ogłoszenia. W tej sytuacji czekamy na nową wersję tego programu, dostosowaną do obecnej rzeczywistości.

Co dalej z energetyka atomową w naszym kraju. Rozpoczęcie budowy elektrowni jądrowej zapowiadał jeszcze kilka lat temu minister energii, Krzysztof Tchórzewski. Ale, jak na razie nic z tego nie wyszło. Czy doczekamy się kiedyś polskiej elektrowni atomowej?
Energetyka jądrowa w Polsce „rozwija się” bodaj już od 1972 r. I gdy ta elektrownia może za jakieś 70 lat powstanie, zapewne będzie dobrą elektrownią. Natomiast w programie polityki energetycznej energetyka atomowa została ujęta bardzo oryginalnie. Bowiem nie uwzględniony w tym projekcie został wzrost kosztów nakładów w czasie. A w tak długim i drogim projekcie na pewno jest to kwestia istotna. Tymczasem dużo pieniędzy poszło na sam projekt elektrowni, ale jak na razie nie przyniosło to żadnych efektów.

Jeszcze za rządów PO-PSL utworzono nawet specjalną spółkę, która miała się zająć budową tej elektrowni...
Ta spółka przez cały czas istnieje. Ma prezesa itd. Niestety samo jej istnienie nie przybliża nas do ostatecznego rozstrzygnięcia.

Można więc zaryzykować twierdzenie, że ze względu na konieczność poniesienia ogromnych kosztów elektrownia jądrowa na razie nie będzie mogła powstać?
To faktycznie bardzo droga inwestycja. Zaś w Unii Europejskiej obowiązuje model rozproszony elektroenergetyki. Istotną rolę odgrywają małe i średnie źródła energii. Za kilkanaście lat, kiedy ta polska elektrownia miałaby powstać, będzie miała bardzo duży problem z konkurowaniem na rynku.

Jakie korzyści dla polskiego systemu energetycznego przyniesie rozbudowa tzw. sektora off-shore, tj. morskiej energetyki wiatrowej (MEW) budowanej na specjalnych platformach na Bałtyku?
Energetyka morska potrzebna jest z kilku względów. Przede wszystkim wypełni w połowie lat 30. lukę po Bełchatowie, kiedy tamtejsze pokłady węgla brunatnego będą się wyczerpywały. Ponadto projekty MEW realizują spółki, które rozumieją proces transformacji energetycznej. Zatem już powstają i są realizowane projekty w tym zakresie, przyłączane sukcesywnie do sieci, Przyznawane są kolejne decyzje środowiskowe. W tym roku podpisany został list sektorowy w obecności zainteresowanych spółek oraz ministerstwa klimatu. Dzięki czemu zostały ustalone pewne parametry funkcjonowania tego rynku. Na dopracowanie czeka w Sejmie ustawa off-shorowa. Projekt ten wciąż jest udoskonalany. Należy się spodziewać z tego segmentu między 5-10 GW zainstalowanej mocy.

W Parlamencie Europejskim trwa walka wokół Elektrowni Turów, wykorzystującej lokalne pokłady węgla brunatnego. W petycji z Czech jej sygnatariusze, wspierani przez ekologów, żądają likwidacji tej elektrowni. Z drugiej strony pojawiła się ze strony polskiej kontr-petycja, broniąca istnienia Elektrowni Turów, wskazująca dodatkowo, na fakt, że w niewielkiej odległości od polskiego Turowa funkcjonują większe elektrownie: czeska i niemiecka, których jednak nikt nie zamierza likwidować. Jak cała ta sprawa może się dalej potoczyć?
Elektrownia Turów według Czechów poważnie obniża poziom wód gruntowych, co stanowi dość duży problem u naszych południowych sąsiadów. Warto też pamiętać, że oligarchowie czescy mają interes w nierozszerzaniu istniejącej odkrywki, ale wręcz w zmniejszaniu jej rozmiarów. Dlatego, że trzy kopalnie: dwie w Czechach i jedna w Niemczech węgla brunatnego mogą go przez cały czas dostarczać do Turowa. Bowiem wszystkie te miejsca połączone są linią kolejową. Stąd ten „podwójny” punkt widzenia ze strony Czech. Trzeba przy tym pamiętać, że czas węgla brunatnego w tamtym rejonie się kończy. Jego pokłady ulegną wyczerpaniu najpóźniej do końca lat 30.

 

Źródło

Skomentuj artykuł: