Rosja wie, że musi zdywersyfikować swoją działalność na nowe rynki. Plany energetyczne Moskwy zakładały już wcześniej zwiększenie eksportu do Chin, ponieważ Unia Europejska zmniejsza zależność od jej dostaw. Tymczasem zapotrzebowanie Chin na gaz rośnie.
Chiny przestawiają się na gaz ziemny w ramach dążenia do osiągnięcia neutralności emisji dwutlenku węgla do 2060 roku. Już teraz są największym konsumentem gazu na świecie i kupują około 43 proc. gazu z zagranicy, w tym 89 mld metrów sześciennych skroplonego gazu ziemnego (LNG) i 46 mld metrów sześciennych gazu przesyłanego rurociągami.
Roczne zużycie gazu w Europie wynosi 541 mld metrów sześciennych i jest większe niż 331 mld metrów sześciennych w Chinach, ale oczekuje się, że do 2030 roku wzrośnie ono do 526 mld metrów sześciennych, ponieważ Pekin zmniejsza swoją zależność od węgla. Firma konsultingowa McKinsey szacuje, że zapotrzebowanie Chin na gaz podwoi się do 2035 roku.
Jak wynika z danych opublikowanych we wrześniu przez Sinopec, jedną z największych chińskich firm energetycznych, roczne zużycie gazu ma osiągnąć 620 mld metrów sześciennych do 2040 roku i ma wyprzedzić ropę naftową jako główne źródło paliwa do 2050 roku.
Rosyjski Gazprom i China National Petroleum Corporation (CNPC) podpisały w 2014 roku wartą 400 mld dolarów 30-letnią umowę na budowę Power of Siberia, rurociągu z 3000-kilometrowym odcinkiem w Rosji i 5000-kilometrowym w Chinach.
Gazociąg został uruchomiony pod koniec 2019 roku i oczekuje się, że po osiągnięciu pełnej przepustowości w 2025 roku będzie dostarczał Chinom do 38 mld metrów sześciennych gazu rocznie.
Projekt ten jest wyjątkowy dla Rosji, ponieważ prowadzi gaz wyłącznie do Chin, a nie do kilku krajów, jak to ma miejsce w przypadku gazociągów do Unii Europejskiej.
Koszt rosyjskich inwestycji w rozwój dwóch pól gazowych we wschodniej Syberii i gazociągu do północno-wschodnich Chin szacowany jest na 55 mld dolarów. Chiny nie zaoferowały Rosji pożyczek, ale zagwarantowały zakup do 38 mld metrów sześciennych gazu rocznie według uzgodnionej taryfy cenowej.
Niemal po fakcie, Rosja dopiero później udostępniła Chinom możliwości inwestowania – w 2016 roku Rosnieft zaoferował udziały w swoim wschodniosyberyjskim polu naftowo-gazowym Vankor. Jednak chińskie firmy odrzuciły ofertę, co niektórzy uznali za policzek i zwiastun przyszłych trudnych rozmów o cenach.
Prezydent Rosji Władimir Putin dał również zielone światło planom budowy drugiego gazociągu, Power of Siberia 2, który dostarczałby gaz z Półwyspu Jamalskiego na Syberii, gdzie znajdują się największe rosyjskie rezerwy.
Nowy gazociąg byłby w stanie przesyłać do 50 mld metrów sześciennych rosyjskiego gazu rocznie przez Mongolię do Chin. Dostarczałby gaz prosto do najgęściej zaludnionych północno-wschodnich regionów Chin, ale jego uruchomienie nastąpiłoby dopiero w 2030 roku.
Power of Siberia 2 to nie tylko druga Power of Siberia, pierwotnie była to droga dla pierwszej Power of Siberia, na którą liczyła Rosja.
Tymczasem aby alternatywny gaz LNG mógł dotrzeć do Chin, musi przepłynąć przez Cieśninę Malakka. Napięcia z dwoma głównymi dostawcami gazu na świecie – Australią i USA – sprawiają, że jest to ryzykowne, a gaz dostarczany przez Rosję staje się jeszcze bardziej atrakcyjny dla Pekinu.
Rosja chce zwiększyć ilość gazu LNG, który dostarcza szlakiem arktycznym i rozszerzyła produkcję LNG w Arktyce poprzez instalację Jamał LNG, która dostarcza LNG do Europy i Azji kanałami arktycznymi.
Rosyjska firma energetyczna Novatek ukończyła budowę Jamał LNG pomimo sankcji USA i UE z pomocą chińskiego finansowania, co spowodowało, że chińskie firmy posiadają ponad 20 proc. udziałów w projekcie.
Cel Chin, jakim jest stworzenie Polarnego Jedwabnego Szlaku poprzez arktyczne kanały żeglugowe, skraca średnio o 20 dni czas tranzytu towarów do Europy w porównaniu z trasą przez Kanał Sueski.
Zdaniem niektórych ekspertów choć dotychczasowe długofalowe plany budowy rurociągów transsyberyjskich z Syberii do Chin nie doszły do skutku z powodu długotrwałych różnic w finansach i kontroli zasobów między Rosją a Chinami, to jednak w ostatecznym rozrachunku może to być korzystne dla Europy.