Ostatnie tygodnie przyniosły wyraźny wzrost oprocentowania depozytów. Trudno się więc dziwić, że zanosimy do banków miliardy złotych nowych środków. Dzieje się tak pomimo tego, że przeciętna lokata nie daje nawet nadziei na ochronę kapitału przed inflacją - uważa Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Kwiecień był miesiącem, w którym saldo naszych bankowych lokat wzrosło o niemal 9,5 mld zł - tak wynika z danych NBP. Jest to różnica pomiędzy tym, ile pieniędzy na lokatach zdeponowaliśmy i tym, ile pieniędzy z nich wycofaliśmy. Wynik jest bardzo wysoki - najwyższy od grudnia 2008 r., a więc od ponad 13 lat - podkreśla ekspert. - Niemal pewne jest, że co najmniej maj i czerwiec będą pod tym względem jeszcze lepsze, a wyznaczenie nowego historycznego rekordu napływu oszczędności do bankowych lokat mamy już prawie w kieszeni.
Jeszcze na początku roku górną granicą oprocentowania w ramach promocyjnych depozytów było około 3%. Dziś jest to około 6-6,5%. Oczywiście przeciętny depozyt jest gorzej oprocentowany niż te, których zadaniem jest przyciągnąć do banku nowych klientów. Nawet jednak w przypadku przeciętnych lokat rocznych w ciągu ostatnich 12 miesięcy oprocentowanie wzrosło z 1-2 promili do ponad 3 procent.
Efekt tego jest taki, że tak jak jeszcze pod koniec ub. roku na lokatach trzymaliśmy 164 mld zł, tak na koniec kwietnia było to już 181 mld. Z drugiej jednak strony topnieje kwota trzymana przez nas na rachunkach zwykłych i oszczędnościowych. Historycznie najwięcej, bo prawie 896 mld zł trzymaliśmy na rachunkach zwykłych i oszczędnościowych w grudniu 2021 r. Dane za kwiecień sugerują, że kwota ta stopniała o ponad 35 mld - do 860 mld.
To wszystko dzieje się w otoczeniu realnie ujemnego oprocentowania bezpiecznych aktywów. Przecież wyższe oprocentowanie lokat wciąż nie daje szans na skuteczne przeciwstawienie się skutkom inflacji. Ta za rok - wg ostatniej projekcji inflacji przygotowanej przez analityków NBP - wynieść ma 10,2%. To znaczy, że musielibyśmy dziś założyć lokatę oprocentowaną na 12,6%, aby za rok, po potrąceniu podatku od zysków kapitałowych, zarobić na naszych oszczędnościach tyle, ile inflacja pochłonie siły nabywczej kapitału. A takich lokat na rynku po prostu nie ma - kończy ekspert.