[NASZ WYWIAD] Bujak: Budownictwo w 2022 r. będzie przyspieszać

„Pandemia, jak i inflacja, z podobną siłą będą w najbliższych miesiącach negatywnie rzutować na nastroje społeczne. Przy czym niekoniecznie musi się to przełożyć na faktyczne decyzje zakupowe, czy zachowania konsumpcyjne, o czym świadczą znakomite wyniki sprzedaży detalicznej w listopadzie” - z Piotrem Bujakiem, głównym ekonomistą PKO Banku Polskiego, rozmawia Maciej Pawlak.

W grudniu br. odnotowano pogorszenie zarówno obecnych, jak i przyszłych nastrojów konsumenckich w stosunku do listopada - informuje GUS. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK), syntetycznie opisujący obecne tendencje konsumpcji indywidualnej, wyniósł - 27,3 i był o 4,0 p. proc. niższy w stosunku do listopada. Wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK) spadł o 1,6 p. proc. w stosunku do listopada. Koronawirus, drożyzna - jakie mogą być jeszcze przyczyny pogorszenia się nastrojów konsumenckich? Te gorsze nastroje pozostaną z nami na dłużej czy też początek nowego roku może polepszyć nastroje?

Niewątpliwie dwa problemy negatywnie rzutowały na nastroje konsumentów. Po pierwsze: pogorszenie sytuacji epidemicznej - obawy o skutki kolejnej fali, a może bardziej: kolejnych fal (trwa wciąż czwarta, a na horyzoncie pojawia się już piąta, która już wkrótce może dotrzeć do Polski). Zatem w tej sytuacji konsumenci mogą odczuwać zniecierpliwienie, czy też zmęczenie pandemią. I to nie nastraja ich optymistycznie. A z drugiej strony mierzymy się już od miesięcy z podwyższoną inflacją. Nikt tego nie lubi. Nawet jeśli przeciętna sytuacja finansowa gospodarstw domowych na poziomie makro bardzo wyraźnie się poprawia i pozwala na zwiększanie konsumpcji realnie o kilka procent, mimo sporego wzrostu cen, to jest to trudne do zaakceptowania przez społeczeństwo. Jest to więc czynnik, który obecnie w istotnym stopniu pogarsza nastroje konsumentów w Polsce. 

A inne czynniki, które decydują o nastrojach konsumentów w naszym kraju?

Na przykład sytuacja na rynku pracy jest bardzo dobra. Nie ma tu żadnych obaw. Obserwujemy bardzo niskie bezrobocie, pozostające w trendzie spadkowym, mocny wzrost płac. Myślę też, że sytuacja gospodarcza naszego kraju jest wciąż postrzegana jako całkiem niezła. Wobec tego od tej strony nie widać pogorszenia nastrojów konsumentów. 

Czy jednak początek 2022 r. może przynieść odczuwalny wzrost obu wskaźników nastrojów konsumenckich?

Obawiam się, że pierwsze miesiące nowego roku mogą przynieść zmiany obu wskaźników na gorsze. Oba czynniki, o których mówiliśmy, będą działały z równie dużym, lub nawet łącznie z większym nasileniem. Wygląda na to bowiem, że może pogorszyć się sytuacja epidemiczna. Gdy omikron dotrze do Polski w odpowiednim natężeniu, może bardziej wystraszyć konsumentów, niż ta obecna fala. Myślę, że trzeba się liczyć z takim negatywnym scenariuszem. Zaś przy tym dynamika wzrostu cen nie odpuści. Niestety w pierwszych miesiącach 2022 roku będziemy cały czas zmagać się z podwyższonym poziomem inflacji. Według naszych szacunków, mimo Tarczy inflacyjnej wzmocnionej wskutek obniżenia stawek VAT na niektóre artykuły żywnościowe, I kwartał będzie okresem najwyższej inflacji w całym przyszłym roku, która wciąż pozostanie mniej więcej na obecnym poziomie. Zatem myślę, że pandemia, jak i inflacja, z podobną siłą będą w najbliższych miesiącach negatywnie rzutować na nastroje społeczne. Przy czym niekoniecznie musi się to przełożyć na faktyczne decyzje zakupowe, czy zachowania konsumpcyjne, o czym świadczą znakomite wyniki sprzedaży detalicznej w listopadzie. 

Właśnie. Sprzedaż detaliczna w listopadzie br. według danych GUS była wyższa niż przed rokiem o 12,1% (wobec spadku o 5,3% w listopadzie 2020 r.). Zaś w okresie styczeń-listopad br. sprzedaż wzrosła r/r o 7,7% (wobec spadku o 3,1% w 2020 r.). Czy - uwzględniając wciąż efekt niskiej bazy - można już mówić o stałej tendencji powrotu do koniunktury w naszej gospodarce?

Rzecz jasna niska baza odgrywała tu rolę. Mieliśmy jednak jednocześnie do czynienia ze wzmocnieniem trendu wzrostowego sprzedaży detalicznej. Te wyniki zbliżają się w tym zakresie do przed pandemicznego trendu. I najwyraźniej zadziałało w tym przypadku kilka elementów. Po pierwsze, jak mówiliśmy, bardzo dobra, a wręcz zaskakująco dobra sytuacja na rynku pracy. Dane za listopad o zatrudnieniu, bezrobociu czy płacach okazały się zaskakująco wyższe od prognoz ekonomistów. To są mierzalne fakty, a nie nastroje konsumentów. Ponadto mogły zadziałać także specyficzne elementy, np. obawy konsumentów o wzrost cen - dlatego decydowali się częściej niż zwykle na dokonywanie zakupów świątecznych. A może jednocześnie obawiali się braku dostępności niektórych towarów: elektroniki, sprzętu AGD. Przecież krótko przed świętami w mediach było dużo mowy o tym, że w tym roku mogą wystąpić problemy z dostępnością wielu tego typu artykułów ze względu na spowodowane pandemią przerwy w łańcuchach dostaw. Doszło więc być może do dokonywania zakupów na zapas. 

Produkcja budowlano-montażowa zrealizowana na terenie kraju przez firmy budowlane w listopadzie br. była wyższa o 12,7% w porównaniu z listopadem 2020 r. (przed rokiem spadek o 4,9%) oraz o 8,9% wobec października br. (przed rokiem wzrost o 0,6%), zaś w styczniu-listopadzie br. - wyższa o 3,7% w stosunku do stycznia-listopada ub.r. Czy budownictwo pozostanie jednym z „kół zamachowych” naszej gospodarki także w 2022 roku? 

Tak. Naszym zdaniem budownictwo w 2022 r. będzie przyspieszać. Wpłynie na to zwiększenie ilości i wielkości inwestycji sektora prywatnego, dużo większe niż w tym roku inwestycje sektora publicznego. Niemniej jednak w sektorze budowlanym nie brakuje wyzwań. Główne z nich stanowi wzrost kosztów. Uderza to przede wszystkim w firmy budowlane realizujące inwestycje publiczne - takie, których cena jest dość sztywno określona. I nie działają w takich przypadkach mechanizmy waloryzacyjne. W takiej sytuacji gwałtowny wzrost kosztów często powoduje, że tego typu projekty przestają być rentowne. Jednocześnie w branży tej na pewno nie brakuje popytu. I nic nie wskazuje na to, by miał on w następnych kilku kwartałach znacząco słabnąć. Dobrze sobie przy tym radzi segment magazynowy, nadal też rośnie budownictwo mieszkaniowe, mamy do czynienia również z ekspansją inwestycji przemysłowych. Zatem od strony popytu nie widać zagrożeń.

Także budownictwo mieszkaniowe w naszym kraju nie przysparza powodów do zmartwień. W I-XI 2021 r. oddano do użytkowania 208,4 tys. mieszkań, tj. o 5,3% więcej niż przed rokiem; liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia (307,9 tys.), wzrosła wówczas o 27,5% r/r; mieszkań, których budowę rozpoczęto (260,1 tys.) - było o 25,8% więcej niż przed rokiem, zaś na koniec listopada br. w budowie pozostawało 880,3 tys. mieszkań, tj. o 5,5 % więcej niż na koniec listopada 2020? Czy przyczyną wzrostu liczby budowanych mieszkań są tylko relatywnie tanie kredyty z powodu niskich stóp procentowych czy też jakieś inne powody?

Można na pewno mówić o co najmniej dobrej sytuacji tego sektora budownictwa. Przede wszystkim rzutuje na nią niedobór zasobów mieszkaniowych w naszym kraju. Zatem gdy mocno poprawiła się sytuacja finansowa gospodarstw domowych wielu Polaków chciało (i mogło) kupować więcej mieszkań. Pozwoliło to zaspokajać ich potrzeby w tym zakresie w większym stopniu niż wcześniej. Polacy zaczęli kupować mieszkania za gotówkę, jak i na kredyt. W tym ostatnim przypadku niewątpliwie sprzyjającym czynnikiem były utrzymujące się przez kilkanaście miesięcy niskie stopy procentowe. Zatem na pewno mocno działa i będzie działać popyt fundamentalny związany z zaspokajaniem potrzeb mieszkaniowych. 

Niskie stopy chyba także mogły jednak wpłynąć na zwiększenie chęci nabywania mieszkań - z pomocą kredytów bankowych?

Oczywiście. Do tego bowiem bardzo się zwiększył popyt inwestycyjny związany z praktycznie zerowymi stopami procentowymi, które równocześnie obniżyły rentowność alternatywnych względem zakupu mieszkań form lokowania oszczędności - przede wszystkim depozytów bankowych z zerowym oprocentowaniem. Ale też dotyczyło to bardzo niskich stóp zwrotu z funduszy obligacyjnych. Cała ta sytuacja zachęcała więc do dokonywania zakupu mieszkań, często z wykorzystywaniem do tego kredytów bankowych - dużo takiego popytu inwestycyjnego miało miejsce w ostatnich miesiącach; on jednak będzie w najbliższym okresie słabł. Na to wszystko jeszcze nakładał się popyt spekulacyjny, często występujący, gdy generalnie rosną ceny. Wydaje się, że te dwa ostatnie rodzaje popytu, zwłaszcza ten spekulacyjny, osłabną, a nawet znikną. Wobec tego sytuacja na rynku mieszkaniowym powinna się uspokoić, czy też znormalizować. Będzie ona bardziej odpowiadać fundamentom tego rynku: realnym potrzebom mieszkaniowym oraz tempu zmian wysokości dochodów gospodarstw domowych.

Według danych CBRE Polska w I-III kw. br. przyciągnęła 46 proc. całkowitej wielkości transakcji inwestycyjnych na rynku nieruchomości komercyjnych w krajach Europy środkowo-wschodniej. Przy czym rynek przemysłowo-magazynowy najbardziej urósł ze wszystkich sektorów. Po pierwszych trzech kwartałach 2021 r. cały nasz region Europy wzrósł pod tym względem o 11% r/r. Czy oprócz wzrostu e-handlu są inne przyczyny takiego stanu rzeczy?

Musimy uwzględnić przede wszystkim bardzo szybkie tempo rozwoju polskiej gospodarki. Generuje to popyt na powierzchnie magazynowo-przemysłowe. A dodatkowo faktycznie oddziałuje na tę sytuację dynamiczne tempo wzrostu sektora e-commerce praktycznie wszędzie na świecie, także w Europie i w Polsce. To dodatkowo wzmacnia ten pozytywny trend w nieruchomościach magazynowych. Wydaje się, że jeszcze istnieje przestrzeń, by ten segment nieruchomości komercyjnych się dynamicznie rozwijał w następnych latach. Nasycenie polskiego rynku magazynami ciągle jest jeszcze bowiem mniejsze niż w bardziej rozwiniętych, zachodnioeuropejskich gospodarkach.

Źródło

Skomentuj artykuł: