Nasz wywiad. Kwiecień: Na dłuższą metę na giełdzie potrzebne duże firmy z sektora prywatnego

Wprowadzane ograniczenia mają na celu przede wszystkim zmniejszenie kontaktów społecznych, przy jednoczesnym zwiększaniu wzajemnego dystansu, z obowiązkiem noszenia maseczek, specjalnymi godzinami dla seniorów w sklepach itd. To jeszcze nie są posunięcia, które sprawią, że firmy przestaną pracować. Nie można więc tego porównać z sytuacją na wiosnę - mówi dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.

Zdaniem jednej z organizacji polskich pracodawców objęcie całego naszego kraju żółtą strefą oznacza dla gospodarki „kroczący lockdown”. Czy ograniczenia wprowadzane z powodu pogarszającej się sytuacji epidemicznej znacząco pogorszą warunki działalności dla przedsiębiorców?
I tak i nie. Tym niemniej nie można tych ograniczeń porównać z tym, co się działu w marcu i kwietniu. Tamtejsze ograniczenia były bardzo dolegliwe. Mocno uderzały w możliwość prowadzenia działalności przez wiele firm. Obecnie jednak możliwość taka jest w większości przypadków wykluczona. Natomiast ze względów „twardych” i „miękkich”, czyli niechęci ludzi do przesadnych kontaktów osobistych oraz działań prewencyjnych ze strony firm, wiadomo, że ta aktywność cierpi. Łącznie na pewnym etapie suma tych ograniczeń może okazać się stosunkowo bardziej dotkliwa dla przedsiębiorców. Choć jak na razie restrykcje w strefie żółtej nie są na szczęście bardzo uderzające w biznes, nie sprawiają, że sklepy mają się zamknąć, czy że nie mogą w ogóle funkcjonować określone strefy działalności. Obecnie takich wykluczeń jest stosunkowo niewiele. Wprowadzane ograniczenia mają na celu przede wszystkim zmniejszenie kontaktów społecznych, przy jednoczesnym zwiększaniu wzajemnego dystansu, z obowiązkiem noszenia maseczek, specjalnymi godzinami dla seniorów w sklepach itd. To jeszcze nie są posunięcia, które sprawią, że firmy przestaną pracować. Nie można więc tego porównać z sytuacją na wiosnę. Ale jednocześnie nie są to posunięcia oderwane od rzeczywistości - w końcu liczby zarażonych koronawirusem oscylują już wokół kilku tysięcy dziennie, ludzie o tym dowiadują się codziennie i o tym mówią. I to sprawia, że naturalny odruch przynajmniej w części społeczeństwa, będzie taki, by nieco ograniczyć zachowania codzienne: wyjście na zakupy, wyjazdy itd. A to sumarycznie składa się na osłabienie aktywności gospodarki. W tym widzę większy problem. 

Na czym on konkretnie polega?
Przedłużanie się obecnej sytuacji przez kolejnych kilka miesięcy może stać się dla gospodarki swoistą kulą u nogi. Zatem żółta strefa, w której znalazł się cały kraj ma większe znaczenie poprzez fakt, że uświadamia społeczeństwu, że istnieje problem pandemii, wskutek czego powinno przyhamować swoje rozmaite aktywności. 

Jak obecne władze mogłyby spowodować, że w branży IT światowi giganci, typu Google, Facebook, osiągające także u nas dochody z prowadzonej działalności, nierzadko stosujące rozmaitego typu „optymalizacje” podatkowe, mogliby być traktowani na równi z naszymi spółkami innowacyjnych technologii z sektora MŚP w płaceniu podatków?
Nie sądzę, by sprawę udało się rozwiązać na poziomie naszego kraju. Co więcej, mam sporo obaw, czy jest to w ogóle do ruszenia choćby na szczeblu unijnym. Co nie zmienia faktu, że problem jest naprawdę poważny. Bowiem obciążenie podatkami, w dodatku w sytuacji, gdy dług publiczny świecie eksploduje z uwagi na ponoszone przez chyba kraje koszty walki z pandemią, jest bardzo nierówne. Ci, którzy radzą sobie najlepiej, którym po części pandemia wręcz sprzyja (bo przecież spółki IT na dłuższą metę zyskują na obecnej sytuacji), często optymalizują sobie podatki, tak, że płacą je w relatywnie niewielkim wymiarze. Nie widzę tu prostego rozwiązania. Najlepiej pokazuje to przykład Irlandii, która nie chce pobierać podatku od Apple’a. Jest to wręcz kuriozalne. Niby jesteśmy wszyscy w Unii, ale kiedy chodzi o interesy istotne dla danego kraju, każdy czyni to, co uważa dlań korzystne. Np. Irlandii zależy na tym bardziej, by mieć hub technologiczny u siebie i w związku z tym utrzymywać wiele miejsc pracy, niż na płaceniu przez daną firmę podatków. I okazuje się, że nie ma solidarności wśród krajów członkowskich UE w myśleniu długoterminowym, by mieć jedno rozwiązanie w odniesieniu do równego traktowania wszystkich firm w ściąganiu od nich podatków. Dla takich gigantów, jak Google, Apple czy Facebook, niemożność funkcjonowania w całej UE byłaby już problemem. Tyle, że te firmy mają ogromne możliwości lobbystyczne - bezpośrednio oraz przy pomocy amerykańskiego rządu. I skutecznie to wykorzystują. 

W jakiej mierze fakt debiutu giełdowego Allegro może wzmocnić potencjał warszawskiego parkietu?
Dobrze jest, że duże firmy krajowe chcą być notowane na giełdzie. Tak powinno być. Najlepiej byłoby, by giełda stanowiła reprezentację gospodarki, a inwestorzy traktowali parkiet, jako istotne miejsce dla lokowania oszczędności. Tak więc jest to dobry kierunek w działalności warszawskiej GPW. Moment jest nieprzypadkowy, bowiem spółki z branży e-commerce znajdują się na wznoszącej fali. Dzięki temu samo Allegro osiągnęło astronomiczną wycenę podczas debiutu. Stąd też zapewne decyzja, by debiut tej spółki na giełdzie nastąpił właśnie teraz. Do pewnego stopnia do GPW przylgnęła łatka giełdy, na której prym wiodą głównie wielkie spółki Skarbu Państwa. A przecież większa część PKB kreowana jest u nas przez spółki z sektora prywatnego. Ten zatem fakt powinien też znaleźć odzwierciedlenie na GPW. Przypomnijmy przy tym, że w ostatnich miesiącach poszły w górę spółki, głównie z sektora MŚP: gamingowe, a także - to ściśle w związku z pandemią COVID-19 - firmy innowacyjne technologicznie z branży farmaceutycznej. Trochę to ożywiło giełdę. Ale na dłuższą metę potrzebne są na niej również duże firmy z sektora prywatnego. Tak więc debiut Allegro to dobry krok, miejmy nadzieję, że nie ostatni tego typu.

Do tej pory w dużej mierze braki dotyczące pracowników na rynku zapełniali Ukraińcy. Czy w związku z kolejną falą pandemii nie nastąpi ich znaczący odpływ? Czy polscy pracownicy są w stanie sami zapełnić zaistniałą lukę?
Pewnie nie do końca. Bowiem napływ ten był przecież bardzo duży i z punktu widzenia firm był to korzystny proces. Już teraz napływ ten słabnie. Jest to więc jakiś problem. W sytuacji, gdy gospodarka radzi sobie gorzej, popyt na pracę jest też mniejszy. Zatem w jakimś stopniu się to równoważy. Ale na dłuższą metę pewnie - nie. Chociaż, gdy - mamy nadzieję - sytuacja będzie się normalizowała i popyt na pracę będzie rósł, restrykcje zostaną zmniejszone. Wówczas napływ Ukraińców powróci, choć może nie w takim natężeniu jak wcześniej. 

Dla kogo powinny być budowane z udziałem państwa mieszkania w ramach programu mieszkanie+? Czy istnieje sposób, by znacząco zdynamizować tę działalność?
System gospodarki centralnej mamy na szczęście za sobą. To nie było nic dobrego. Moim zdaniem państwo budujące mieszkania to zły kierunek. Powinno się skoncentrować na zapewnieniu społeczeństwu stabilności instytucjonalno-prawnej i rozwoju usług nie-komercyjnych: bezpieczeństwa, ochrony zdrowia itd. A ponadto powinno stwarzać warunki, by młodzi ludzie mogli się rozwijać i znajdować dobrą pracę. Kredyty są dziś śmiesznie tanie, bo stopy procentowe są praktycznie zerowe. Tymczasem do budowania mieszkań istnieją wyspecjalizowane podmioty. I ewentualnie można się zastanawiać, czy w tej dziedzinie jakimiś programami państwo nie mogłoby wzmacniać popytu czy podaży. Choć zapewne najlepsze co można tu zrobić - to usprawniać administrację na tyle, by nie było problemów z pozwoleniami, czy gruntami pod budowę. Jestem przeciwnikiem głębokiego interwencjonizmu państwa w tej branży. 

Źródło

Skomentuj artykuł: