Nie tylko łapią złoczyńców. Policjanci służą nawet po służbie

W nagłym przypadku zapewnią bezpieczną podróż do szpitala, zaopiekują się zranionym zwierzęciem, naprawią nawet telefon i rower, a także zadbają o spokojny powrót do domu... Polscy policjanci są gotowi do pomocy w każdej sytuacji. Wiele interwencji przeprowadzają w czasie wolnym. Ci, którzy zakładają mundur z powołania, zawsze są bowiem na służbie.

Na stronie policja.pl, a także poszczególnych komend w całym kraju, w ostatnich miesiącach bardzo często można zobaczyć odręcznie sporządzone pisma. To listy będące podziękowaniami od osób, które padły ofiarą przestępstwa lub znalazły się w trudnej sytuacji, a wyszły obronną ręką dzięki pomocy mundurowych. Jedynie w tym tygodniu opisano kilka takich sytuacji. Chociażby z Dolnego Śląska.

Dzielnicowy bielawskiego komisariatu, asp. szt. Arkadiusz Szachniewicz, otrzymał podziękowania od mężczyzny, któremu pomógł. Dzięki zaangażowaniu i profesjonalizmowi funkcjonariusza został odzyskany wcześniej zagubiony telefon komórkowy stanowiący dużą wartość dla zgłaszającego

czytamy na stronie Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

Albo z Radziejowa (Kujawsko-Pomorskie), gdy 80-letni emeryt we wzruszających słowach dziękował za pomoc dwóm policjantom.

Pomogły Węgrowi wrócić do domu

Pokutujący stereotyp policjanta to funkcjonariusz interweniujący w przypadku przestępstwa, skuwający złodzieja kajdankami, biorący udział w pościgu itp., itd. Obserwując jednak wiadomości zamieszczane na oficjalnych serwisach komend można zaobserwować, że ktoś wpadł na doskonały pomysł, aby za pomocą konkretnych zdarzeń pokazywać, iż policjant nie tylko walczy z przestępczością, ale również - a może przede wszystkim - pomaga. W bardzo różnych sytuacjach. Niektóre są mocno zaskakujące.

Historia z początku września. W zielonogórskiej komendzie pojawił się mężczyzna, który nie mówił po polsku, troszeczkę po angielsku, okazał się być Węgrem i przyjechał pociągiem z Berlina. Bez bagażu, ani pieniędzy.

Prosił o pomoc w powrocie do domu do Budapesztu

potwierdziła podinsp. Małgorzata Barska.

Mężczyzną zaopiekowały się starsza aspirant Anna Szwarczyńska i sierżant sztabowa Monika Ręczyńska. Najpierw zorganizowały posiłek, bo gość nie jadł od kilkunastu godzin, później zadzwoniły do Ambasady Węgier w Warszawie.

Zagubionym cudzoziemcem był 42-letni Adam z Budapesztu. Okazało się, że pojechał do pracy do Niemiec. Tam pracy nie dostał, a w niejasnych okolicznościach stracił bagaż i pieniądze, przez co nie mógł wrócić do domu, do rodziny. Udało mu się jedynie dojechać pociągiem do Polski

relacjonowali lubuscy policjanci.

Udało się skontaktować z bliskimi Adama w Budapeszcie, którzy przesłali transferem pieniądze, policjantki kupiły bilet i zadbały, aby wsiadł do właściwego pociągu. Mężczyzna już bez przygód wrócił do domu.

Wolne? Zawsze na służbie

Każdemu pracownikowi - bez różnicy, w firmie prywatnej, czy „budżetówce” – przysługuje wolne. A policjantom? Pozornie tak samo, choć można by podawać dziesiątki, czy wręcz setki przykładów, że oni zawsze są na służbie. Jeden interweniował wracając do domu, inny przebywając na urlopie schwytał poszukiwanego złodzieja, kolejny zatrzymał pijanego kierowcę, choć był z rodziną na zakupach…

Kilka dni temu głośno się zrobiło o młodej policjantce z Poznania. Starsza sierżant Magdalena Szustakowska pracuje w „drogówce”, ostatnio przebywa na urlopie macierzyńskim, a tamtego dnia była na spacerze z córeczką. Szła ulicą Dąbrowskiego, pchała wózek z dzieckiem i nagle zauważyła, że w jej stronę biegnie mężczyzna, którego ściga ochroniarz ze sklepu.

Szybko oceniła sytuację i doszła do wniosku, że jej interwencja w żaden sposób nie zagrozi bezpieczeństwu córki, którą cały czas miała w zasięgu wzroku. Dalej to już był odruch. Odstawiła wózek na bok i zatrzymała uciekiniera. Obezwładniła go i przekazała ochroniarzowi

podano w komunikacie Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.

I podkreślono: „policjantką, policjantem się jest, a nie bywa”.

Na sygnale do szpitala

Sporo zależy od policjantów „pierwszego kontaktu”, czyli dyżurnych odbierających telefoniczne zgłoszenia. Wprawdzie nie zawsze wygląda to idealnie, ale są przykłady, które warto nagłaśniać. Jak chociażby niedawną akcję w Wielkopolsce.

Do komendy w Jarocinie zadzwonił roztrzęsiony mężczyzna, że jego 10-miesięczne dziecko musi jak najszybciej dotrzeć do szpitala w Poznaniu, a on nie może przebić się przez korki w mieście. Życie malucha było zagrożone. Oficer dyżurny nie tylko wysłał policjantów w miejsce, gdzie utknął samochód, ale również powiadomił kolegów z innych miast na trasie przejazdu.

Dzięki temu w Nowym Mieście na prowadzony przez policjantów samochód czekał już patrol ruchu drogowego na motocyklach, który doprowadził bezpiecznie rodzinę do granic powiatu poznańskiego. Tam czekał już patrol poznańskiej policji, który zapewnił szybki i bezpieczny przejazd na trasie do szpitala w Poznaniu

relacjonowano.

I najważniejsza informacja: „dzięki wspólnym działaniom trzech jednostek rodzice z maleństwem dotarli do szpitala na czas”.

Równie wzorowo zachowali się policjanci z Kędzierzyna Koźla, którzy zatrzymali samochód jadący z nadmierną prędkością. Kierowca miał jednak powód… Wiózł do szpitala 65-letniego ojca.

Mężczyzna uległ poważnemu wypadkowi podczas prac z piłą tarczową i miał bardzo silny krwotok

podała Komenda Wojewódzka Policji w Opolu.

Liczyła się dosłownie każda minuta. Dlatego policjanci eskortowali samochód z rannym do szpitala.

Mały gest, a jaki ważny…

Niektóre reakcje policjantów potrafią naprawdę wzruszyć. Z komendą w Międzyrzeczu skontaktowała się córka 70-letniego mężczyzny – zaniepokojona, że nie ma kontaktu z ojcem, a przebywał na działce rekreacyjnej. St. asp. Hubert Sroka i st. sierż. Piotr Leśkiewicz pojechali na miejsce, znaleźli seniora, był cały i zdrowy, ale miał zepsuty telefon. Dlatego nie odzywał się do krewnych. Co zrobili policjanci? Naprawili telefon.

Na pochwały zasłużył też policjant z Zamościa. Przypadkowo był świadkiem niepokojącej sceny. Pewna kobieta domagała się od nieznajomego mężczyzny, aby pokazał co ma w „reklamówce”, bo z torby wydobywały się piski małych zwierząt. Delikwent odmówił, ale wtedy zareagował policjant. Chociaż był po służbie.

Okazało się, że w torbie jest pięć malutkich kociąt i… kamień! Co miał zamiar zrobić ten mężczyzna, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć.

Źródło

Skomentuj artykuł: