Niemcy wrócą do węgla

Niemcy chcą tymczasowo uruchomić swoje porzucone moce w elektrowniach węglowych, w przypadku niedoborów gazu wywołanych wojennymi działaniami Rosji. Gdyby miało zabraknąć błękitnego paliwa naszym zachodnim sąsiadom, ich ambicje klimatyczne zeszłyby na drugi plan.

Niemcy wciąż sprowadzają z Rosji ogromne ilości gazu, ale wcale nie mogą mieć pewności, czy to się uda utrzymać. Przykłady Polski, Bułgarii czy Finlandii, odciętych od dostaw pomimo obowiązujących kontraktów pod pretekstem sporu o mechanizm płatności, pokazują, że Władimir Putin nie ma żadnych skrupułów przy zamykaniu gazowych kurków kolejnym europejskim krajom. Dlatego tamtejsze ministerstwo gospodarki pod wodzą Roberta Habecka z partii Zielonych, rozpoczęło przygotowania do takiego scenariusza i stara się zmniejszyć zależność Niemiec od rosyjskiego gazu.

Jednym z rozwiązań, które byłoby zastosowane jest zastąpienie gazu przy produkcji elektryczności ropą naftową oraz węglem brunatnym i kamiennym. Elektrownie węglowe, które zostały już odłączone, miałyby zostać przesunięte do tzw. rezerwy sieciowej, zaś te jednostki, które miały być wyłączane, pozostaną w użyciu na dłużej.

Specjalne rozporządzenie przedstawione przez Habecka zakłada powrót do użytku łącznie prawie 6 GW energetyki konwencjonalnej. W rezerwie sieciowej znajduje się lub zostanie do niej przekazanych 21 elektrowni opalanych ropą naftową i węglem kamiennym. Ponadto w rezerwie znajduje się 5 elektrowni na węgiel brunatny. 

Wg ministerstwa od ręki dostępnych jest łącznie 10 GW mocy wytwórczych energii elektrycznej, dla których nie trzeba by było spalać gazu. Środki te mogłyby tymczasowo zmniejszyć całkowite zapotrzebowanie Niemiec na gaz o 10 proc.
Plan ministerstwa kierowanego przez Habecka nie jest jednak bezproblemowy dla niemieckich celów klimatycznych, które zakładały, że w szczególności węgiel brunatny miał być trwale wycofany ze spalania tak szybko, jak to możliwe ze względu na swoją wysoką emisyjność. Węgiel kamienny miał zostać wycofany do 2038 r., jednak za namową Zielonych jego wycofywanie zostało przyspieszone do 2030 r.

Teraz to Habeck, będący współprzewodniczącym Zielonych, musi utrzymać przy życiu elektrownie węglowe dłużej niż planowano. Ten plan będzie miał jednak wpływ na bilans CO2 Niemiec tylko wtedy, gdy rosyjski gaz będzie rzeczywiście musiał zostać nagle wymieniony. W takim przypadku, jak twierdzą niemieckie media, pominięcie celów klimatycznych w sektorze energii elektrycznej byłoby drugorzędnym problemem dla rządu federalnego.

Źródło

Skomentuj artykuł: