Problemem nie jest sprowadzenie węgla, tylko logistyka

Ta zima będzie o tyle najgorsza, że w zakresie dostaw węgla z zagranicy z kierunków nierosyjskich będzie to operacja na żywym organizmie, z występującymi punktowo brakami, deficytami, pojawianiem się paniki. A w przyszłym roku, jak już się odpowiednio przygotujemy, to będziemy składać zamówienia odpowiedniej ilości na konkretne miesiące: np. na marzec, maj, lipiec itd. Powiedziałbym, że w momencie kiedy nastąpi takie trwałe przekierunkowanie kierunków dostaw, to już będzie łatwiejsze do precyzyjnego zorganizowania - mówi portalowi FilaryBiznesu.pl dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica.

Państwowe spółki PGE Paliwa oraz Węglokoks zostały 14 lipca zobowiązane decyzją premiera do zakupu i sprowadzenia do 31 października br. do Polski łącznie 4,5 mln ton węgla odpowiedniego dla gospodarstw indywidualnych. Czy to wystarczy, by zaspokoić potrzeby?
Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby robiła to Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, bo jeżeli się okaże że będzie trzeba kupić węgiel drożej niż można go sprzedać, to każdy się dwa razy zastanowi czy to nie jest działanie na własną szkodę. Powiedziałbym, że państwo mogłoby to robić lepiej. Z tego, co wiadomo, spółki Skarbu Państwa sygnalizują, że już 3,5 mln t zakontraktowały. 

Jak rozumiem, tak to wyglądało na dzień 14 lipca. Zatem, czy wielkość zamówień węgla z importu, o której mówił premier Morawiecki, wystarczy, by zaspokoić potrzeby naszego kraju?

Łączna wielkość importu obejmowała rocznie 8 mln ton z Rosji, więc niewykluczone że te 4,5 mln ton jest to takie absolutne minimum. Import powinien w moim przekonaniu dojść do skutku, więc ja bym się nie obawiał czy do października zakontraktowana wielkość dostaw dotrze w całości do Polski. Bo to też nie jest tak, że każdy na początku zimy musi mieć np. 7 ton węgla w piwnicy - jak się będzie miało 2 tony w grudniu i się w styczniu dowiezie resztę, to też się nic strasznego nie stanie. Problem polega na czymś innym. Chodzi bowiem o przepustowość polskich portów. Bo alternatywnie można by dowieźć węgiel np. koleją z Kazachstanu - i wówczas byłby to taki strategiczny kierunek importu, tylko że Rosja na razie nie dopuszcza tranzytu. Przy inteligentnej logistyce można te porty kontrolowane przez Rosję ominąć, z wykorzystaniem portów niemieckich, czyli Bremy i Hamburga. Pytanie tylko, jak mocno są one obecnie obłożone, bo Niemcy też wracają do węgla, a nie mają żadnej własnej kopalni węgla kamiennego, skoro je pozamykali. Problemem nie jest samo sprowadzenie  węgla z zagranicy tylko logistyka w kraju - zakontraktowany import jest wykonalny, tylko musimy mieć duże moce przerobowe do rozwiezienia czarnego złota do jego składów w całej Polsce.

Czy obecne połączenia kolejowe i drogowe z polskimi portami mają wystarczającą przepustowość, by rozwieźć w głąb kraju zamówiony węgiel z zagranicy?

Gdyby były z tym poważne problemy, to się w razie czego nadrobi ewentualne zaległości transportem samochodowym. Problem bowiem polega na tym, że kolej nie ma węglarek -  część z nich w poprzednich latach poszła na żyletki, bo nie miały czego wozić, a część sprzedano za granicą. Ostatnio była sytuacja, że dopłynął statek do portu, bodajże z Kolumbii i dystrybutorzy z drugiego końca Polski przyjeżdżali ciężarówkami, byle tylko ściągnąć węgiel, na który czekali indywidualni odbiorcy. Wobec tego najważniejsze, by zamówiony węgiel wjechał, a właściwie wpłynął do Polski, bo tu jest realne wąskie gardło. A czy my go rozwieziemy w głąb kraju z terminalu na wschodniej granicy, czy też z portu, z pewnością damy już sobie z tym radę.

Jak rozwiązać problem z dostępnością węgla dla polskich gospodarstw domowych na dłużej - w kolejnych latach, oczywiście bez importu z Rosji?

Ja myślę, że my już w tej chwili mamy najtrudniejszą sytuację, zwłaszcza do 10 sierpnia, bo wówczas wchodzi embargo unijne i w tej chwili wszyscy zapełniają magazyny. Natomiast myślę, że następny rok może być już o tyle łatwiejszy, że od początku wojny Rosji w Ukrainie minie już wtedy rok. Przecież już teraz wiemy, że nie będziemy wówczas kupować węgla z Rosji, w związku z tym już w tej chwili można pracować nad ułożeniem sobie strategii importu węgla.

Głoszę tezę, że ta zima będzie o tyle najgorsza, że w zakresie dostaw węgla z zagranicy z kierunków nierosyjskich będzie to operacja na żywym organizmie, z występującymi punktowo brakami, deficytami, pojawianiem się paniki. A w przyszłym roku, jak już się odpowiednio przygotujemy, to będziemy składać zamówienia odpowiedniej ilości na konkretne miesiące: np. na marzec, maj. lipiec itd. Powiedziałbym, że w momencie kiedy nastąpi takie trwałe przekierunkowanie kierunków dostaw, to już będzie łatwiejsze do precyzyjnego zorganizowania.

Nastąpi też już wtedy pewna rutyna w takim działaniu, będzie to opanowane i powstanie na to dużo wypracowanych metod, procedur i sposobów. W tej chwili wkrada się jednak pewien chaos, bo działamy w warunkach paniki na rynku, wojny itd.

Czy po dokonaniu technicznego połączenia Baltic Pipe z Norwegii i Danii z Polską można już mieć pewność, że jesteśmy całkowicie uniezależnieni od dostaw gazu z Rosji, a przede wszystkim tego, że gazu nam nie zabraknie w najbliższych miesiącach i latach?

Wygląda na to, że tak, oczywiście jeżeli się okaże, iż wszystko faktycznie działa. Wtedy więc docierać do Polski będzie połowa zakładanej przepustowości tego gazociągu z naszego własnego złoża z norweskiej strefy Morza Północnego. Rozumiem, że Baltic Pipe popłynie też druga połowa gazu - ze złóż norweskich. Zakładam przy tym, że istnieje jeszcze jakieś pole do negocjacji w odniesieniu do ewentualnego zwiększenia dostaw gazu tym rurociągiem, najwyżej trzeba będzie kupować z tego źródła gaz po cenie rynkowej. Natomiast jedno jest pewne: infrastruktura, czyli to co najważniejsze, jest. Na pewno więc z gazem jesteśmy obecnie w dużo lepszej sytuacji niż z węglem.

Czy Morska Energetyka Wiatrowa to obecnie najbardziej rokująca rozwojowo na przyszłość dziedzina OZE w Polsce?

Ona ma jeden wielki, niezaprzeczalny plus, dostarcza bowiem istotną wielkość energii. Jeśli faktycznie weźmiemy po uwagę tylko to, co na Morzu Bałtyckim próbuje postawić Orlen, to w zasadzie wygląda to tak, jak gdyby stawiał na morzu drugi Bełchatów. MEW dostarczy do krajowego miksu energetycznego relatywnie dużą masę energii, rzecz jasna przy odpowiednich warunkach atmosferycznych. To jest naprawdę ważne. MEW jest rozwiązaniem, które może być przy tym stosunkowo szybko zrealizowane, mamy na Bałtyku odpowiednie ku temu warunki, choć może nie takie jak na Morzu Północnym, ale też niezłe. Oczywiście nie można tych wiatraków stawiać w nieskończoność, ale jest to stosunkowo najszybszy sposób, by dysponować bezemisyjną energią. 

Jak na dostarczanie energii pochodzącej z wiatru wpłynie nowelizacja tzw. ustawy 10 H?

Liberalizacja ustawy 10 H o warunkach realizowania energetyki wiatrowej na lądzie, też spowoduje nam skok energetyki odnawialnej w miksie energetycznym, choć energetyka lądowa ma ograniczenia. Ustawa 10 H nie wzięła się z nikąd - takiego wiatraka nie można przecież postawić w każdym miejscu, choćby ze względu na panujące warunki atmosferyczne lub zbyt bliską odległość od siedzib ludzkich. Tymczasem na ostatnim kongresie Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej była mowa o ponad 800. projektach, które znajdują się w fazie projektowej, więc ja myślę, że liberalizacja ustawy 10 H spowoduje dodatkowy, istotny skok energetyki lądowej z OZE.

niezalezna.pl POLECA
Źródło

Skomentuj artykuł: