Ropy mam nadmiar, ale paliw - deficyt. Oto powód wzrostu cen na stacjach

To, co obserwujemy na rynkach paliw, a co przekłada się na wyższe ceny benzyny i diesla, to głównie efekt decyzji państw zrzeszonych w OPEC+ o redukcji produkcji ropy. Weszliśmy w okres dużej zmienności cen ropy i paliw, spowodowanej niedostatecznymi rezerwami, zaś wysokie ceny paliw są skutkiem nadmiernego popytu w stosunku do podaży paliw w skali Europy i świata. Sytuacja na rynku ropy jest odmienna od tej na rynkach paliw. Można określić ją jako paradoksalną: paliw brakuje, podczas gdy ropy jest nadmiar - napisał dr Artur Bartoszewicz, ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

W jego przekonaniu do czasu odbudowania rezerw paliwowych trzeba się liczyć z istotnymi wahaniami.

- Oczekuje się, że rezerwy paliw powinny rosnąć już od połowy 2023 r., w miarę pojawiania się na rynku nowych rafinerii budowanych obecnie na Bliskim Wschodzie, w Afryce i w Azji. Tym samym pojawianie się nowych globalnych graczy umożliwi odbudowę niezbędnych rezerw, zaś ceny paliw w relacji do cen ropy powinny spaść - uważa Bartoszewicz. 

Jego zdaniem zmiany cen paliw dotykają wszystkie kraje, a Polska nie jest wyjątkiem. Wojna na Ukrainie dewastuje rynki paliw i energii. Od lutego 2022 r. poszczególne kraje europejskie radykalnie ograniczają dostawy ropy naftowej i gotowych paliw (oleju napędowego) z Federacji Rosyjskiej. Podejmowane decyzje o wprowadzeniu kolejnych sankcji ze strony Unii Europejskiej praktycznie odcinają ten rynek dostaw. 

Jak pisze dalej ekspert, wysokie ceny nie odstraszają od zakupów, mimo że olej napędowego z uwzględnieniem kursu dolara od początku roku zdrożał o 108%, a od początku wojny o 73%. Na rynkach globalnych dostępność gotowych paliw jest ograniczona, choć rafinerie pracują pełną parą. 

W opinii Bartoszewicza każda kolejna podwyżka cen paliw skutkuje opiniami, że państwo powinno odgórnie wpływać na ich cenę.

- Przykład Węgier, gdzie ten eksperyment zakończył się bankructwem niezależnych stacji paliwowych, reglamentacją paliwa i kolejkami, jak widać nie wszystkich zniechęcił do pomysłów z epoki realnego socjalizmu. Popatrzmy więc na Francję. Tam, mimo – a raczej z powodu – dopłat do cen mamy braki paliw na stacjach i monstrualne kolejki. Jakby tego było mało, pracownicy rafinerii zachęcani informacjami, że rafinerie mają nadzwyczajne zyski, domagają się podwyżek płac. Rafinerie, wiedząc o tym, że niestandardowe zyski są przejściowe, szczególnie, że czeka nas recesja, nie chcą płacić nadzwyczajnych podatków, a tym bardziej nie chcą podwyżek płac, generujących trwałe koszty. Skończyło się strajkami, wstrzymaniem produkcji paliw, co tylko wpłynęło na wzrost ich cen na międzynarodowych rynkach

dodaje ekspert.

Bartoszewicz zwraca uwagę, iż ceny hurtowe paliw w Polsce i Europie ustalane są przede wszystkim w oparciu o notowania gotowych produktów paliwowych, czyli benzyny i diesla na międzynarodowym rynku.

- Dla naszego kraju i Europy Zachodniej jest to rynek ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia). A tam w okresie od 4-10 października br., czyli od kłopotów Francji z zaopatrzeniem w paliwa, cena ON wzrosła z 60% do 73%. Pomimo ostatnich wzrostów na krajowych stacjach paliw warto przypomnieć, że od 15 tygodni ceny paliw na polskich stacjach są jednymi z najniższych w całej Unii Europejskiej. Zgodnie z danymi z 12 października 2022 r., opublikowanymi przez portal branżowy e-petrol, za litr benzyny w Polsce zapłacimy obecnie średnio 6,85 zł. Za ten sam produkt Bułgarzy muszą zapłacić aż 7,35 zł, Rumunii 7,01 zł, zaś Słowacy 8,13 zł. Nasi sąsiedzi drożej tankują również olej napędowy – kierowcy w Polsce za litr diesla zapłacą obecnie 8,01 zł, a w Rumunii 8,39 zł, na Łotwie 9,12 zł, zaś w Estonii 9,06 zł - stwierdza na zakończenie dr Artur Bartoszewicz.

Źródło

Skomentuj artykuł: