Rosną płace

Wynagrodzenia w styczniu wzrosły w ujęciu rocznym o 11,5 proc., a wobec grudnia spadły o ok. 7 proc. - powiedział główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej Piotr Soroczyński. W kolejnych miesiącach spodziewa się on kontynuacji trendu wzrostowego.

W piątek GUS ma opublikować wskaźniki przeciętnego zatrudnienia i wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w styczniu 2022 roku.

Pytany o szacunki, ekonomista KIG wskazał, że spodziewa się rocznego wzrostu płac o 11,5 proc. (w grudniu było to 11,2 proc.), natomiast w relacji miesiąc do miesiąca spadek powinien sięgnąć k. 7 proc.

"To typowa korekta po sezonowym wzrośnie w grudniu, kiedy to firmy wpłacały premie i nagrody"

powiedział.

Soroczyński wskazał, że część styczniowego wzrostu wynagrodzeń rdr wynika z podwyżki płacy minimalnej, a także "z chęci zrekompensowania menadżerom zarządzającym i specjalistom wejścia w życie Polskiego Ładu, który zwiększa ich obciążenia podatkowe".

Dodał, że duża część wzrostu płac to efekt zmiany miejsca pracy.

"Dotyczy to zwłaszcza pracowników sektora usług, którzy przed pandemią pracowali np. w hotelach czy restauracjach za niższe wynagrodzenia i przeszli do przemysłu, gdzie zapotrzebowanie na pracowników jest bardzo duże i płace są wyższe"

wyjaśnił.

Ekonomista, powołując się na analizy KIG, powiedział, że płace w sektorze przedsiębiorstw w ciągu całego 2022 r. wzrosną nominalnie o 9,8 proc., natomiast inflacja średniorocznie sięgnie 8 proc.

"Różnica między inflacją a płacami to 1,5 proc. - mała jak na tak duży popyt na pracowników"

wskazał.

Jeżeli chodzi o zatrudnienia, to - zdaniem Soroczyńskiego - w styczniu przybyło 45 tys. miejsc pracy.

 "Po część są to etaty w firmach już istniejących, ale w znacznej mierze to miejsca pracy w firmach, które weszły do grupy badanych przedsiębiorstw"

powiedział.

Jego zdaniem jest to wzrost "umiarkowany", ponieważ część firm wciąż dochodzi do siebie po pandemii, część nie zatrudnia, bo nie widzi szans na wzrost, a część "boi się, czy sprosta wyzwaniom związanym z Polskim Ładem".

Pytany o to, czy i w jakim stopniu wzrost wynagrodzeń przełoży się na wzrost inflacji, przyznał, że obserwowany obecnie impuls inflacyjny wynika nie tylko ze wzrostu płac, ale głównie z lawinowego wzrostu kosztów wytwarzania. Podkreślił przy tym, że inflacja w latach 90-tych wynikała przede wszystkim z nadmiernego popytu i niedoborów towaru.

Ekonomista wskazał, że czynnikiem wzrostu inflacji będą w najbliższym czasie ceny żywność.

"One już znacząco wrosły, ale jeszcze nie adekwatne do wzrostu kosztów środków produkcji dla rolnictwa"

podkreślił.

Jego zdaniem ze szczytem inflacji należy się liczyć w lutym (ok. 10 proc.), natomiast na koniec roku będzie to ok. 5 proc. ze względu na efekt gwałtowanie rosnącej bazy w ostatnich miesiącach roku.

Jego zdaniem warunkiem zahamowania inflacji jest powstrzymanie tzw. procesów rewaloryzacyjnych, czyli klauzul w umowach, które uzależniają ostateczną cenę np. wynajmu mieszkania od wskaźnika inflacji. 

"Takie klauzule powszechne były w latach 90. Wykruszyły się i, mam nadzieję, już nie wrócą"

powiedział.
Źródło

Skomentuj artykuł: