Lokalne władze kupią urządzenie i w ten sposób zarobią na bezpieczne drogi na swoim terenie - informuje dzisiaj "Rzeczpospolita".
Jak czytamy, samorządy chcą, by wróciły do nich fotoradary. Postuluje o to Związek Powiatów Polskich, który ma pomysł, jak to zrobić. Na wrzesień zapowiedział założenia do projektu. Ma być transparentnie i bez naciągania kierowców. A z tym przed laty bywało różnie. Wystarczy sięgnąć do statystyk. W ciągu roku gmina Człuchów zarobiła 5 mln zł, Kobylnica 6,8 mln zł, a w Warszawie była to kwota 9 mln zł.
Jednak, jak zwraca uwagę dziennik, tym razem miałoby to jednak wyglądać inaczej niż kilka lat temu, kiedy strażnicy miejscy polowali na kierowców, chowając mobilne fotoradary w krzakach czy śmietnikach. "Rz" podaje, że w ostatnim czasie do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego samorządy złożyły aż 4 tys. wniosków o umieszczenie urządzeń w konkretnych lokalizacjach na swoim terenie, motywując to poprawą bezpieczeństwa.
- W najbliższym czasie pieniędzy wystarczy jednak na zakup ok. 400–500 urządzeń rejestrujących przekroczenie prędkości przez kierowców. Co więcej, GITD stawiał do tej pory urządzenia na drogach krajowych. Obecnie w grę wchodzą także drogi wojewódzkie, ale samorządom chodzi też o bezpieczeństwo na drogach niższych kategorii
"Rz" zastanawia się przy tym, co więc zrobić.
- Jednostka samorządu terytorialnego mogłaby sfinansować zakup urządzenia, a zarobione dzięki niemu pieniądze trafiałyby do specjalnego funduszu. Pieniądze na nim zebrane mają być przeznaczane tylko i wyłącznie na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego na drogach samorządowych - powiedział dziennikowi Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora Biura Związku Powiatów Polskich.
Pomysł przedstawiono podczas ostatniego posiedzenia sejmowej Komisji Infrastruktury. Paweł Olszewski (KO), przewodniczący komisji, mówi, że żadna decyzja nie zapadła.
- Liczę, że jeśli mówimy o powrocie, to na nowych, precyzyjnie określonych warunkach - powiedział "Rz". Dodaje, że ważne jest w tej sprawie stanowisko rządu.