Wiceprezes PFR: Jestem przekonany, że projekt PPK nam się uda [NASZ WYWIAD]

Partycypacja, w odniesieniu już do wszystkich firm objętych PPK będzie stopniowo rosnąć. Bowiem ci, którzy przystąpią do tego programu staną się jego „ambasadorami”. Już obecnie z wyliczeń dla pierwszej grupy, która znalazła się w PPK średniej sumy zaoszczędzonej okazuje się, że wpłacona na rachunek kwota 800 zł urosła po nieco ponad pół roku do poziomu 1840 zł – mówi w rozmowie z FilaryBiznesu.pl wiceprezes PFR Bartosz Marczuk.

Maciej Pawlak: Z danych przedstawianych przez PFR wynika, że tzw. poziom partycypacji, tj. uczestnictwa pracowników największych przedsiębiorstw (powyżej 250. zatrudnionych) w Pracowniczych Programach Kapitałowych jest obecnie na poziomie ok. 40 proc. Dlaczego pozostałe 60 proc. nie korzysta z PPK?

Bartosz Marczuk: Jeśli patrzymy na to na zasadzie, czy jest to dobry czy zły wynik, musimy wrócić do tego, co działo się przez ostatnie dwie dekady, po 1999 r., gdy wdrożona została reforma emerytalna. Były podejmowane liczne wysiłki i próby zachęcenia Polaków do tego, by oszczędzali dodatkowo, długoterminowo. Wprowadzono w tym celu, w ramach tzw. III filaru systemu emerytalnego, systemy dodatkowego oszczędzania w PPE, IKE, IKZE. I udało się przekonać do korzystania z tych instytucji przez 20 lat zaledwie ok. 700 tys. Polaków. Porównajmy tę liczbę do ok. 1,4 mln uczestników obecnego PPK (wraz z 300 tys. z PPE), którzy przystąpili do tego systemu w ciągu kilku miesięcy. Można tu mówić o iście „kopernikańskim” przewrocie. A zatem, jeśli poziom uczestnictwa pracowników kolejnych, coraz mniejszych firm w drugiej, trzeciej i czwartej fali, wyniesie także ok. 40 proc., będzie to oznaczać, że po wdrożeniu całego programu PPK, czyli w ciągu dwóch lat, będziemy mieć ok. 4,5 mln Polaków, którzy będą dodatkowo, długoterminowo oszczędzać na swoją przyszłość. A gdy poziom tej partycypacji z biegiem lat, na co liczę, będzie dodatkowo rosnąć, może do poziomu 5-6 mln, to będzie świadczyć o tym, czy PPK jako projekt nam się udał. Jestem przekonany, że tak właśnie będzie. 

A dlaczego mimo wszystko część ludzi nie chce w PPK uczestniczyć?

Widzę trzy podstawowe przyczyny. Po pierwsze nie mamy w sobie, jako społeczeństwo, genu oszczędzania, mamy bowiem za sobą określone doświadczenia historyczne: zabory, wojny, powstania, PRL. Przez wiele lat, gdy tylko udawało się zgromadzić jakiś majątek, przychodził walec historii i zebrane oszczędności likwidował. Ponadto od stosunkowo przecież niedawna oswajamy się z rozmaitymi produktami finansowymi i odrabiamy zaległości po komunie. Jesteśmy wciąż społeczeństwem na dorobku. Jednak Polacy wykonali niesamowity wysiłek, wyedukowali się, odrobili zaległości konsumpcyjne, mieszkaniowe. Wreszcie po trzecie wszyscy mamy w pamięci, co poprzedni rząd zrobił z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi. I to pokutuje do dziś w podejściu społeczeństwa do PPK. Bo mówi się, że „już wcześniej obiecali, że to będzie moje i przyszedł rząd, który bez mojej wiedzy i zgody, to wszystko znacjonalizował. I tak samo pewnie będzie z PPK”. My zaś cały czas przekonujemy, że z PPK jest zupełnie inna sytuacja. W tym bowiem systemie zamontowane zostały bezpieczniki, dzięki którym sumy zaoszczędzone stanowią tam prywatną własność każdego uczestnika, łącznie z tym, że zostało to wpisane do ustawy. A ponadto w każdej chwili może on swoje środki wypłacić. Mimo to wiele osób nie daje najwyraźniej tym zapewnieniom wiary. 

Jakiej partycypacji w PPK spodziewa się PFR w odniesieniu do firm najmniejszych (do 19. pracowników), które będą przystępować do tego systemu w przyszłym roku?

Myślę, że będzie się to bilansować z firmami funkcjonującymi w sferze publicznej, czy np. z instytucjami samorządowymi. Pamiętajmy bowiem, że w czwartym etapie wdrażania PPK z jednej strony mamy te małe i mikro- firmy, o których pan wspomniał, i tam partycypacja, można się spodziewać, że będzie najniższa. Choćby ze względu na niższą zasobność tych małych, często rodzinnych firm. Ale w tej czwartej fali będą uczestniczyć także podmioty z sektora finansów publicznych, w odniesieniu do których można liczyć, że ta partycypacja będzie wyższa. Pracują tam bowiem ludzie lepiej wykształceni, po studiach, którzy potrafią lepiej liczyć. Ponadto kierownictwa tych instytucji będą bardziej niż przeciętnie przyjazne we wprowadzaniu PPK. Innymi słowy można się spodziewać, że skoro I fala odnotowała ok. 40 proc. partycypacji, druga i trzecia - też w tych okolicach, bądź nieco mniej, to ta czwarta będzie miała ten wskaźnik w granicach 35-45 proc. Przy czym - jak już powiedziałem - spodziewam się, że z każdym miesiącem ta partycypacja, w odniesieniu już do wszystkich firm objętych PPK będzie stopniowo rosnąć. Bowiem ci, którzy przystąpią do tego programu staną się jego „ambasadorami” (już obecnie z wyliczeń dla pierwszej grupy, która znalazła się w PPK, średniej sumy zaoszczędzonej, okazuje się, że wpłacona na rachunek kwota 800 zł urosła po nieco ponad pół roku do poziomu 1840 zł). To musi przemawiać do wyobraźni. 

W dodatku w tych trudnych obecnie czasach.

Właśnie. A ponadto ludzie z biegiem czasu będą oswajać się z tym programem, że on rzeczywiście funkcjonuje, nikt go nie zamierza znacjonalizować, przechodzący na emeryturę faktycznie otrzymają zwrot kwot zaoszczędzonych w PPK. I to będzie działało na korzyść zwiększenia popularności uczestnictwa w tym programie.

Polski Fundusz Rozwoju, którego jest pan wiceprezesem, realizuje także tzw. antykryzysową Tarczę finansową dla małych i średnich przedsiębiorstw. Co było najważniejszym skutkiem tej finansowej pomocy? Czy podziela pan opinię rządu, że dzięki Tarczy uratowano przede wszystkim znaczącą większość miejsc pracy?

Wyróżniłbym dwa efekty Tarczy finansowej PFR. Po pierwsze zapobieżenie masowym upadłościom firm. Jeśli polskie firmy zaczęłyby upadać doszłoby do efektu domina. Jedne przestałyby płacić drugim, nie zlecałyby także swoim kontrahentom niczego do wykonania. Wówczas zaczęłoby do chodzić do masowych upadłości. Dlatego nam tak bardzo zależało na tym, by jeszcze w kwietniu uruchomić środki dla MŚP z Tarczy PFR. To się powiodło. Firmy te nie tylko otrzymały wówczas realne pieniądze, ale każde kolejne otrzymały po prostu coś, co trudno przecenić, tj. nadzieję i pewność, że jest instytucja, która faktycznie pomoże w trudnej sytuacji, która je spotkała przecież nie z ich winy. Zaś drugi efekt naszej Tarczy to faktycznie ocalenie miejsc pracy. To się w sposób oczywisty łączy z tym, że wskutek Tarczy firmy nie upadły. W 335 tysiącach firm, które otrzymały wsparcie z Tarczy PFR, pracuje 3,1 mln osób, tj. co czwarta spośród 12-13 mln osób zatrudnionych. Zaś łącznie nasza Tarcza, łącznie z Tarczami pozostałymi, objęły pomocą do ok. 6 mln zatrudnionych. O tym, że było to wsparcie bez precedensu dla polskich firm, mówiła m.in. w niedawnym wywiadzie szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Kristalina Georgiewa.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: