Wokół Czarnobyla trwa walka z pożarem. "To katastrofa, ogień jest poza kontrolą"

W strefie czarnobylskiej na północy Ukrainy od 4 kwietnia trwa walka z pożarem. To ekologiczna katastrofa, ogień jest poza kontrolą - ocenił Jarosław Jemelianenko, dyrektor biura organizującego wycieczki do "zony". W niedzielę przypada 34. rocznica katastrofy w Czarnobylu.

Tysiące hektarów w strefie wykluczenia wokół nieczynnej elektrowni jądrowej już spłonęły lub wciąż płoną, a ogień kieruje się w stronę Białorusi - podkreślił Jemelianenko. W pożarze spłonęły tysiące małych zwierząt, przedstawiciele większych gatunków, w tym konie Przewalskiego, uciekły. Niektóre zwierzęta wracają na spalone terytoria, jednak nie mają tam teraz pożywienia.

"Nawet jeśli na terytorium strefy czarnobylskiej każdego roku dochodziło do niewielkich pożarów, bo ktoś - na przykład - rzucił niedopałek, ogień był szybko gaszony. Od utworzenia strefy, od 34 lat, nie było takich ogromnych pożarów"

- oświadczył Jemelianenko, który jest też prezesem Stowarzyszenia Czarnobylskich Touroperatorów. Jak dodał, w trzech miejscach na terytorium "zony" trwają podziemne pożary, które mogą ciągnąć się tygodniami albo i miesiącami; w każdej chwili pożary torfowisk mogą przekształcić się w pożary leśne.

Państwowa służba ds. sytuacji nadzwyczajnych przekazała w sobotę, że trwa gaszenie tlących się traw, torfowisk, pni, drewna i ściółki na terenie sześciu leśnictw w strefie wykluczenia. W akcji biorą udział trzy samoloty gaśnicze An-32P i trzy śmigłowce. Z ogniem walczy ponad 1000 osób - dodano.

"Strażacy nie mogą ugasić tego pożaru przy wykorzystaniu dostępnych sił i sprzętu" - zaznaczył Jemelianenko. W akcji gaśniczej wykorzystywane są 30-letnie Ziły, strażacy nie są w odpowiedni sposób wyposażeni - powiedział. "Strażacy mówią, że nie dają sobie rady z pożarem, a władze zapewniają, że wszystko jest dobrze" - dodał. Według strażaków jedynie deszcz lub wykorzystanie dużej liczby samolotów gaśniczych może zwalczyć trwający pożar. Zaznaczył, że pomoc lotnictwa zaoferowała już Białoruś, jednak strona ukraińska nie skierowała jeszcze prośby w tej sprawie.

Jak poinformował, walczący z ogniem mogą liczyć na pomoc wolontariuszy, którzy przywożą do "zony" wodę, jedzenie, maski ochronne, radia, generatory. Zaznaczył, że w pierwszych dniach walki z pożarem za wyżywienie strażaków odpowiadała służba ds. sytuacji nadzwyczajnych, później obowiązek ten spoczął na władzach lokalnych, w budżetach których nie zaplanowano jednak karmienia kilku tysięcy ludzi.

Pytany o kwestię promieniowania, Jemelianenko zauważył, że eksperci, z którymi się konsultował, mówią, iż izotopy promieniotwórcze są pochłanianie z ziemi przez korzenie roślin, rośliny płoną, izotopy unoszą się, jednak nie przedostają się daleko od pożaru.

"Praktycznie nie ma zagrożenia, że niebezpieczna ilość promieniotwórczych izotopów przedostanie się poza strefę wykluczenia" - wyjaśnił.

Zwrócił jednak uwagę na inne niebezpieczeństwo: pożary zmieniają lokalizację izotopów w środowisku, uwalniają je z ziemi. Przy pierwszych znacznych opadach izotopy przedostaną się do wód gruntowych. W strefie wieje także bardzo silny wiatr, zwiewający izotopy do rzeki Prypeć, która wpływa do Dniepru, a ten z kolei do Morza Czarnego. Laboratoria pracują nad tym, by przewidzieć, jakie szkody światowej ekologii wyrządzi ten pożar - dodał. Dopiero za kilka miesięcy poznamy prawdziwą skalę obecnej "katastrofy ekologicznej" - podkreślił.

Jako "niedostateczną i spóźnioną" Jemelianenko ocenił reakcję ukraińskich władz na sytuację w strefie. W pierwszych dniach - według niego - pożar był niedoszacowany, walczyły z nim jednostki lokalne. Strażacy z innych obwodów przybyli na miejsce dopiero, gdy pożar się rozprzestrzenił.

"Dopiero kiedy w mediach społecznościowych wywołaliśmy burzę informacyjną w sprawie tego, że pożar jest niedaleko Prypeci i elektrowni, na sprawę zareagowały państwowe władze, a był to 10. dzień pożaru" - dodał.

Zauważył, że nie sądzi, by leśne pożary mogły uszkodzić składowiska odpadów promieniotwórczych czy elektrownię, ani by w ich wyniku mogły z tych betonowych konstrukcji wydostać się izotopy promieniotwórcze. "Ale sam fakt tego, że terytorium maksymalnej ochrony obiektu jądrowego płonie, samo przez się stanowi całkowitą sytuację nadzwyczajną" - powiedział. "Terytorium obiektu jądrowego nie może być ochraniane w taki sposób, by mógł tam dotrzeć leśny pożar, jest to nieadekwatne podejście" - dodał.

Ogień strawił już 15 wiosek, w których były ponad 200-letnie budynki; spłonęło ok. 40 proc. obiektów pokazywanych turystom - dodał.

Jemelianenko, który jest dyrektorem firmy Chernobyl Tour, zaznaczył, że "turystyka czarnobylska" w minionych kilku latach była najszybciej rozwijającą turystyką w Europie. W ubiegłym roku "zonę" odwiedziło ok. 120 tys. turystów, w tym 80 proc. obcokrajowców. Pod względem liczby zagranicznych turystów Polacy znajdują się na drugim miejscu, po Brytyjczykach. Z Polski w 2019 r. przyjechało ok. 18,5 tys. gości.

Do katastrofy w elektrowni atomowej w Czarnobylu doszło 26 kwietnia 1986 roku. Wybuch czwartego reaktora siłowni doprowadził do skażenia części terytoriów Ukrainy i Białorusi. Substancje radioaktywne dotarły też nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe kontynentu - do Grecji i Włoch. W strefie wokół Czarnobyla wciąż obowiązuje zakaz osiedlania się ludzi.

Źródło

Skomentuj artykuł: