WYWIAD: Dzięki nie przyjęciu euro możemy szybciej powrócić do pełnej płynności finansowej
Z Krzysztofem Sadeckim, przedsiębiorcą, finansistą i analitykiem biznesowym, red. naczelnym „Businessman Today”, rozmawia Maciej Pawlak
Które państwa, nie licząc Chin, mają największe szanse – jako pierwsze – na wyjście z obecnego kryzysu wywołanego koronawirusem?
Mimo tego, że mamy wciąż początek pandemii w USA, to właśnie ten kraj ma realnie największe szanse na najszybsze uporanie się ze skutkami obecnego kryzysu. To jest bowiem – od wielu dziesiątek lat - najprężniej rozwijająca się na świecie gospodarka, która wciąż pozostaje globalnym liderem. Choć trzeba przypomnieć, że istotnym elementem poczynań tego kraju na arenie światowej jest rywalizacja z Chinami. Rzuca na nią dodatkowe światło lobbowanie Kraju Środka na rzecz Joe Bidena, jednego z czołowych kandydatów Partii Demokratycznej na urząd prezydenta w tegorocznych wyborach. Jego syn wrócił właśnie z Chin z lukratywnym kontraktem handlowym z tym krajem o wartości kilka miliardów dolarów, a prezydent Trump nałożył przecież na Chiny sankcje gospodarcze i wymusił niekorzystne umowy handlowe. Prezydent USA tym bardziej więc będzie się chciał teraz jak najszybciej poradzić sobie z pandemią. Myślę, że w Stanach Zjednoczonych szybko pojawi się szczepionka przeciwko koronawirusowi. Ponadto to ogromny kraj, a większość zachorowań dotyczy Nowego Jorku, więc to będzie centrum pandemii w USA. W tym mieście większość mieszkańców przechoruje i wytworzy anty-ciała.
Jakie jeszcze inne kraje na świecie mogą najszybciej wyjść z pandemii koronawirusa?
Oprócz USA obstawiałbym Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jak dotąd w tym kraju wystąpiło ponad 800 zachorowań, z czego przytłaczająca większość przypadła na obcokrajowców. 80 proc. obywateli tego kraju poddano już testom na obecność koronawirusa. Każdy pracownik z Indii, Tajlandii, Bahrajnu, Chin czy Filipin został wezwany na ponowne badania. Wydaje się więc, że w związku ze stosunkowo niewielkimi rozmiarami pandemii w Emiratach, kraj ten wyjdzie z obecnego okresu obronną ręką.
Czy Unia Europejska jest w stanie w miarę szybko podjąć konkretne kroki, by pomóc swym krajom członkowskim w pokonaniu skutków pandemii? Czy np. utworzy w tym celu jakiś specjalny fundusz pomocowy?
Chyba nie. Raczej spodziewałbym się, po zakończeniu okresu pandemii, decyzji Brukseli o zwiększeniu wysokości składek od poszczególnych państw – powyżej obecnego poziomu 1 proc. PKB, może nawet do 3-4 proc. PKB krajów członkowskich. Myślę też, że Europejski Bank Centralny zareaguje i dopompuje trochę środków finansowych na walkę ze skutkami pandemii. Istnieją ponadto takie zasady wiążące się z członkostwem w UE, jak konieczność przestrzegania przez wszystkie kraje limitu zadłużenia publicznego, czy deficytu budżetowego. Bruksela w związku z obecną sytuacją zapewne pozwoli, choćby czasowo, poluzować rygory w tym względzie. Jest jeszcze jeden aspekt tego problemu. Z nieoficjalnie dochodzących informacji z Włoch wynika, że tamtejsi lekarze zostali zobowiązani do skrupulatnego odnotowywania każdego wypadku zgonu z powodu koronawirusa. Chodzi o to, by po zakończeniu pandemii kraj ten mógł otrzymać większe dofinansowanie z UE po kryzysie na walkę z jego skutkami.
Pojawiają się opinie, że w związku ze skutkami pandemii dla gospodarek poszczególnych krajów członkowskich, Bruksela mogłaby poluzować także zasady polityki energetycznej, np. dotyczące pełnej dekarbonizacji do 2050 r. Czy faktycznie?
Myślę, że nastąpi tu jakaś liberalizacja. Wiele krajów członkowskich UE dotkniętych skutkami gospodarczymi koronawirusa, nie będzie po prostu w stanie spełniać warunków bycia „eko”. Jednak generalnie Bruksela w dłuższym okresie raczej nie odpuści i prędzej czy później powróci do rygorów swojej polityki ochrony środowiska.
W jakim stanie z „koronakryzysu” wyjdzie największy partner gospodarczy Polski, tj. Niemcy, a także nasza gospodarka?
Uważam, że obecnie polskie firmy mają duże pole do popisu. Bowiem Niemcy o wiele bardziej ucierpią gospodarczo niż my. Tym bardziej, że używają eurowaluty, a my pozostawiliśmy złotówkę. Dzięki temu, że nie przyjęliśmy wspólnej waluty unijnej będziemy mogli jako państwo szybciej powrócić do pełnej płynności finansowej. A ponadto Polacy są przyzwyczajani, by zachowywać, szczególnie w trudnych okresach, solidarność, by kupować krajowe produkty, by wspierać polskie firmy itd. Sam prowadzę działalność gospodarczą. Jedna z moich firm wysyła polskie produkty do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zaś dzięki popularności produktów na półkach sklepowych tego kraju pochodzących z Polski obroty mojej spółki w krótkim czasie wzrosły siedmiokrotnie.
Nasza gospodarka nie jest w tak dużej mierze, jak niemiecka, oparta o związki z Chinami. To przecież dlatego takie kraje, jak właśnie Niemcy, czy USA odczuwają już obecnie szczególnie mocno skutki koronawirusa. A z kolei np. nasz PKN Orlen, który działa w Niemczech po przejęciu sieci stacji benzynowych Star, odnosi z tego tytułu dobre rezultaty finansowe, co ma szczególne znaczenie właśnie teraz. Akcje polskiego koncernu w stosunkowo dużym stopniu stymulowane są obecnie przez jego niemiecką spółkę zarządzającą tamtejszymi stacjami paliwowymi.
Z czego to konkretnie wynika?
Następuje zamiana euro, które idzie w górę, na złotówki. Zatem przychody Orlenu osiągane za Odrą rosną wskutek wzrostu wartości euro. A ta waluta napływa do naszego koncernu, jak i do innych polskich eksporterów. Warto wiedzieć, że sama sieć Star, zajmuje drugie miejsce w Niemczech wśród dostawców paliwa dla samochodów. Inny przykład to PLL LOT, który - choć musiał zawiesić regularne połączenia - sporo zarobił wskutek narzucenia wysokich cen biletów pasażerom wracającym z zagranicy do kraju. A jednocześnie, jak wspomniałem, nieprzerwanie trwa transport lotniczy towarów (cargo) oraz usług kurierskich. PLL LOT zarabia na tej działalności naprawdę duże pieniądze. To jest przecież w obecnych warunkach praktycznie jedyna droga dostarczania naszych towarów za granicę. Dzięki więc temu obroty z eksportu rosną. Ale jest jeszcze inny problem. To dobrze, że my sobie dajemy radę, ale pod znakiem zapytania może znaleźć się płynność finansowa zagranicznych odbiorców polskich towarów. Może się bowiem okazać, że polscy przedsiębiorcy, którzy wysłali za granicę swoje towary, nie otrzymają za nie pieniędzy.