Złoty, dolar, funt, frank. Waluty ofiarą napaści Rosji na Ukrainę. Niewykluczona odsiecz NBP
Atak Rosji na Ukrainę powoduje panikę na rynkach finansowych. Złoty mocno traci, kurs EUR/PLN przekroczył 4,65 i znalazł się na najwyższym poziomie w tym roku. Najdroższe od grudnia były również dolar, funt i frank. Inwestorzy czekają na dalszy rozwój wypadków, reakcję Zachodu i nowe sankcje.
Ostro pikują rynki akcji, drożeje złoto. To znak, że na rynkach finansowych zapanował strach. To zawsze złe informacje dla złotego i innych walut rynków wschodzących, z których w kryzysowych momentach odpływa kapitał. Oczywiście tym razem geograficzna bliskość działań wojennych stawia polską walutę w bardzo trudnym położeniu i może zwiastować jej dalsze osłabienie. Kurs EUR/PLN może w każdej chwili rosnąć do 4,68, czyli szczytów z ubiegłej wiosny, a następnie w kierunku 4,74, czyli dwunastoletnich maksimów ustanowionych trzy miesiące temu. W chwilach paniki i sięgającej zenitu niepewności kapitał jak magnes przyciągają tzw. bezpieczne przystanie, czyli waluty o defensywnym charakterze.
– Do takiego grona można zaliczyć franka, ale także dolara, które i tym razem potwierdzają swoją renomę i w dwadzieścia cztery godziny podrożały o 3,5-4 proc. – komentuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Konflikt spycha fundamenty na dalszy plan
– Napaść Rosji na Ukrainę odrywa kursy walut od fundamentów. Gdyby nie inwazja, to za euro płacilibyśmy najprawdopodobniej niecałe 4,50 zł. Kolejne podwyżki stóp procentowych i zaostrzenie retoryki ze strony banku centralnego długo zapewniały złotemu zachowanie relatywnej stabilności. Dzięki tym atutom złoty stał się nieco mniej wrażliwy na rynkowe turbulencje, nie tylko związane z czynnikami geopolitycznymi, ale także np. ze zbliżającym się podnoszeniem stóp procentowych w USA. W obliczu ataku na Ukrainę atuty po stronie złotego zostały zepchnięte na daleki plan, a do jego powrotu na wzrostową ścieżkę potrzebna jest deeskalacja konfliktu, na którą w tej chwili wskazuje niewiele – dodaje ekspert.
NBP może ruszyć złotemu z odsieczą
Gwałtowna przecena złotego to nie lada zmartwienie dla władz monetarnych, które liczyły, że niższe kursy walut odegrają wspierającą rolę w walce z inflacją. Na domiar złego atak Rosji skutkuje dodatkowym podbiciem cen paliw i zbóż. Cena baryłki ropy na giełdzie w Londynie przekracza 100 dolarów. Notowania pszenicy w Chicago w trzy dni podniosły się o kilkanaście procent i są najwyższe od 2013 roku. Konflikt ma ewidentnie oddziaływanie proinflacyjne, co dodatkowo może wywoływać alarm w Narodowym Banku Polskim.
– Im mocniejsza i trwalsza będzie presja na osłabienie złotego, tym wyższe prawdopodobieństwo, że z odsieczą polskiej walucie przyjdą władze monetarne. Po wycelowanych w umocnienie waluty komentarzach prezesa NBP z końcówki stycznia i pierwszej części lutego, umocnienie złotego było skromne i ulotne. Może to sugerować, że tym razem nie skończy się na słowach. Na konferencji po posiedzeniu RPP duże poruszenie wywołała wypowiedź prezesa Adama Glapińskiego o rozważaniach, by wymiana unijnych funduszy nie była prowadzona w banku centralnym, lecz na rynku. Gdyby środki walutowe rządu faktycznie stały się źródłem dodatkowego popytu na złotego, to byłby to potężny impuls do jego umocnienia – podsumowuje Bartosz Sawicki.