Gotówka, drogie telefony, portfele z dokumentami, cenna biżuteria – to wszystko zdarza się niektórym szczęściarzom znaleźć dosłownie na ulicy. Wbrew jednak popularnemu powiedzeniu „znalezione nie kradzione” - nie mogą uznać tego za swoje. Jeśli nie oddadzą, grożą zarzuty karne. Prawdą natomiast jest, że mamy prawo do znaleźnego.
Historia z minionego weekendu. W Turnhout (mieście na północy Belgii) pechowiec zgubił 10 tysięcy euro w gotówce. Znalazca zaniósł pieniądze na komisariat policji, oddał co do przysłowiowego grosza i wróciły do prawowitego właściciela. Podobne przypadki często mają miejsce również w Polsce. Chociażby na początku marca w Krotoszynie.
Tam dwójka dzieciaków z miejscowej podstawówki zauważyła, że z dachu odjeżdżającego samochodu spadł portfel, a z niego wysypały się banknoty. Kobieta siedząca za kierownicą odjechała nieświadoma tego, że właśnie straciła sporą sumę gotówki. Uczniowie pozbierali jednak pieniądze, natychmiast powiadomili rodziców i policję. Tym drugim szybko udało się odnaleźć właścicielkę. Jak się okazało - mogła stracić 4 tysiące złotych. Kacper i Mateusz nie tylko otrzymali mnóstwo pochwał za uczciwą postawę, ale również upominki.
Niestety nie wszyscy potrafią się tak zachować. Niemal w tym samym czasie, również w Wielkopolsce, wpadła kobieta, która znalazła w pociągu drogi telefon komórkowy. Nie oddała ani konduktorowi, ani policjantom, a ci w końcu „odwiedzili” ją w mieszkaniu.
„55-latka tłumaczyła, że telefon znalazła i chciała go oddać, jednak do tej pory nie dotarła z nim na Policję. Usłyszała zarzuty przywłaszczenia mienia znalezionego, za co polskie prawo przewiduje do roku więzienia”
Warto zapamiętać ostatnie zdanie. Bo opowieści, że „znalezione nie kradzione” - to bardzo szkodliwy mit. Skoro jakiś przedmiot należy do innej osoby, absolutnie nie mamy prawa go przywłaszczyć. Niby oczywiste, a jednak niektórzy o tym zapominają. Lub udają, że zapomnieli, gdy wpadną i narobią sobie wstydu.
Chiński filozof Konfucjusz, żyjący pół tysiąca lat przed naszą erą, już wtedy stwierdził: „Zróbcie, by uczciwość opłacała się bardziej niż kradzież, a nie będzie kradzieży”. Sentencja jakże aktualna do dziś! Na szczęście, nie brakuje dowodów, że Polacy wiedzą, jak należy się zachować. Także dostarczonych przez naukowców.
Z eksperymentu wykonanego w 355 miastach w 40 krajach (zorganizowanego przez naukowców z uniwersytetów w Zurichu, Michagan i Utah) wynika, że jesteśmy jednym z najbardziej uczciwych nacji na świecie. Polegał na podrzucaniu w miejscu publicznym portfela i obserwowaniu zachowania osób, które go znalazły. Wyniki opublikowano w połowie zeszłego roku. Okazało się, że Polacy oddali wszystkie portfele!
„W Polsce badanie przeprowadzono w Białymstoku, Bydgoszczy, Bytomiu, Częstochowie, Gdańsku, Gdyni, Gliwicach, Katowicach, Kielcach, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Opolu, Poznaniu, Radomiu, Sosnowcu, Szczecinie, Toruniu, Warszawie i Wrocławiu. W sumie w naszym kraju podrzucono 800 portfeli”
Takie sytuacje są precyzyjnie określone w prawie. Mało kto bowiem kojarzy, że istnieje ustawa o rzeczach znalezionych. Opisuje różne przypadki znalezienia cudzych przedmiotów, ale puenta niemal za każdym razem jest identyczna – oddajemy, co do nas nie należy. Jeśli coś znajdziemy w cudzym pomieszczeniu (np. sklepie, hotelu, restauracji), to trzeba zwrócić się do właściciela lokalu. Jeśli w miejscu publicznym znajdziemy coś wartościowego, to należy skierować się do odpowiedniego urzędu i oddać staroście. Chyba, że chodzi o przedmiot, na który wymagane jest pozwolenie (np. broń) – wtedy powiadamiamy policję.
Istnieje jednak art. 5, a w nim punkt 3, który stwierdza, że jeśli znaleźliśmy pieniądze poniżej 100 złotych (lub równowartość), to możemy je zatrzymać.
Jest też sporo teorii o tzw. znaleźnym. Dlatego warto zacytować konkretny przepis.
„Znalazca przechowujący rzecz, który uczynił zadość swoim obowiązkom, może żądać znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy, jeżeli zgłosił swoje roszczenie najpóźniej w chwili wydania rzeczy osobie uprawnionej do jej odbioru”
A w innym miejscu: „W przypadku gdy rzecz znaleziona jest zabytkiem lub materiałem archiwalnym i stała się własnością Skarbu Państwa, znalazcy przysługuje nagroda”.
Życie jednak potrafi zaskakiwać. Robert i Tiffany Wiliams ze Stanów Zjednoczonych na swoim koncie bankowym odkryli 120 tysięcy dolarów. Doskonale wiedzieli, że przelew dotarł zapewne przez pomyłkę, ale i tak natychmiast zaczęli wydawać pieniądze. Opłacili zaległe rachunki, robili prezenty znajomym, kupili samochody... Bank zareagował dość szybko i anulował błędną transakcję, ale Wiliamsowie zdążyli wydać sto tysięcy dolarów.
Niecodzienne (i przykre) sytuacje bywają też w Polsce. W zeszłym roku uczciwy znalazca odniósł na komisariat 2,5 tysiąca złotych w gotówce. Policjantom początkowo nie udało się dotrzeć do właściciela i przekazali mediom komunikat, że gotówka czeka na niego. Zgłosiło się… kilka osób.