Ponad połowa Polaków jest negatywnie nastawiona do tzw. szkody całkowitej. Uważa, że określenie jej przez ubezpieczyciela powinno dyskwalifikować pojazd z dalszej eksploatacji. Według blisko 80% badanych, jeśli już takie auto ma być ponownie w ruchu, to obligatoryjnie musi zawierać właściwy wpis w dowodzie rejestracyjnym. Komentujący wyniki sondażu eksperci różnie widzą ten problem, ale co do jednego są zgodni. Temat trzeba w końcu uregulować od strony prawnej, żeby nie tworzyć dalszego pola do nadużyć.
Jak pokazuje badanie, wykonane przez UCE RESEARCH dla HELPER CPP, 53,9% Polaków uważa, że pojazd, który według towarzystwa ubezpieczeniowego uległ tzw. szkodzie całkowitej, nie powinien mieć możliwości dalszej naprawy i eksploatacji w ruchu drogowym. 31,2% rodaków twierdzi odwrotnie, a 15% nie ma wyrobionego zdania. Warto dodać, że najwięcej przeciwników ww. rozwiązania jest wśród osób w wieku 56-80 lat. W tej grupie dominują też Polacy z wykształceniem zasadniczym zawodowym. Są to głównie mieszkańcy miast liczących 200-499 tys. ludności.
W polskim prawie brakuje przepisów, które dokładnie określają, czym jest szkoda całkowita. I dlatego opinie Polaków są podzielone. Logiczne wydaje się, że w pełni uszkodzone auto nie powinno już być dopuszczone do ruchu drogowego, ale nie zawsze tak jest. Część osób decyduje się na naprawę ze względów czysto ekonomicznych. Obecna sytuacja może sprzyjać pewnym nadużyciom
To stanowisko potwierdzają inni eksperci. Jak zauważa Maciej Kamiński, prezes zarządu HELPER CPP, zdarza się, że rzeczoznawcy naciągają kosztorysy, żeby kwota naprawy była większa niż 70% wartości pojazdu przy polisie AC. W przypadku OC musi ona przewyższać 100%. Wówczas towarzystwo może wydać decyzję o przyznaniu szkody całkowitej i auto trafia na aukcję. Ubezpieczyciel rozlicza się z poszkodowanym, wyraźnie na tym zyskując. Z kolei nabywca samochodu, będący handlarzem, naprawia go tanio. Montuje np. zamienniki lub wadliwe części z kilkunastu różnych pojazdów. I wpuszcza takie auto na rynek.
Właśnie trwają prace w Radzie Przedsiębiorców przy Rzeczniku MSP nad utworzeniem definicji szkody całkowitej technicznej i ekonomicznej. Najważniejsze jest to, aby było wiadomo, w jakim stanie samochody powinny być przekazywane do stacji demontażu, bez możliwości naprawy. Powinien do tego zostać wprowadzony konkretny przepis, który byłby nie do obejścia. Jednak wprowadzenie zmian prawnych stanowi bardzo duży problem, ponieważ ścierają się interesy różnych grup finansowych
Natomiast w opinii Marcina Barankiewicza, prezesa zarządu Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów, trudno jest wypracować idealne i uniwersalne pojęcie szkody całkowitej. Jednak opinie respondentów ewidentnie świadczą o tym, że problem istnieje. Konsumenci są tego coraz bardziej świadomi i nie chcą już kupować wadliwych samochodów. Z kolei Dorota Olszewska uważa, że problemem jest duży import samochodów z zagranicy, które już trafiają do nas w złym stanie technicznym. W efekcie po polskich drogach jeżdżą jedne z najstarszych pojazdów w Europie, często będące po wielu poważnych naprawach.
Wskazane praktyki powodują zagrożenie dla użytkowników. Do tego napędzają rynek kradzieży aut, bo handlarze szukają możliwie najtańszych części zamiennych. W Polsce ten temat jest zmarginalizowany. Dzięki temu doszczętnie zniszczone auta mogą być spokojnie naprawiane i nadal użytkowane. Natomiast w innych krajach nie mają one prawa do rejestracji. Ale zdarza się też odwrotnie. Wystarczy, że stosunkowo nowy samochód ulegnie drobnej kolizji, bo np. wystrzelą poduszki powietrzne i już jest kwalifikowany do szkody całkowitej
Do tego dochodzi kolejna kwestia. Jak wynika z badania, aż 78,2% Polaków uważa, że ewentualnie naprawiony pojazd po szkodzie całkowitej powinien mieć w dowodzie rejestracyjnym obligatoryjny wpis o takim zdarzeniu. Tylko 11,6% ankietowanych jest temu przeciwnych. Natomiast 10,2% badanych nie ma zdania na ten temat.
Ekspert z Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego przypomina, że wielu Polaków nadal chętnie kupuje auta z drugiej ręki, a czasami nawet z trzeciej czy czwartej. To oczywiste, że nabywcy chcieliby mieć rzetelny wgląd do historii pojazdu. Zdaniem Doroty Olszewskiej, wpis do dowodu rejestracyjnego zweryfikowałby cenę aut powypadkowych, które często tego typu informacje mają dobrze zakamuflowane. Oczywiście nie wszyscy byliby zadowoleni, gdyby taki obowiązek wszedł w życie, bo trudniej byłoby ukryć wady.
Z punktu widzenia kupca, pojazd po szkodzie całkowitej powinien być wyraźnie oznaczony. Jego wartość zawsze jest niższa względem identycznego modelu, z tego samego rocznika i z podobnym przebiegiem, ale bez usterek. Jak wiadomo, naprawy bywają różne. I jeżeli samochód został poważnie uszkodzony, to może być mniej bezpieczny. Na pewno informacje o tym w dokumentach aut poprawiłyby obrót pojazdami używanymi. Byłoby one kupowane bardziej świadomie i za odpowiednie ceny. Handel autami z ukrywanymi wadami byłby mniej dochodowy