[NASZ WYWIAD] Bartkiewicz: Oczekiwania są takie, że w drugiej połowie obecnego roku polska gospodarka odbije

Zakładamy, że średnio w całym obecnym roku polska gospodarka urośnie o 0,4%. W czwartym kwartale powinno dojść do wzrostu ponad 1%. Będzie to więc dość mocne odbicie. Czy to się potwierdzi? To jest trudne do precyzyjnego prognozowania. Bo z jednej strony widzimy, że istnieją warunki do tego, żeby konsumpcja prywatna odbijała. Od miesięcy widzimy, że konsumenci nie patrzą już tak negatywnie na świat, rzeczywistość, na swoje finanse. Jednocześnie widzimy, że sprzedaż detaliczna w pierwszych miesiącach osłabła. Z Piotrem Bartkiewiczem, ekonomistą Banku Pekao SA, rozmawia Maciej Pawlak.

Według Eurostatu o 3,7% spadł PKB Polski w II kwartale br. w porównaniu z I kwartałem br., a w porównaniu z II kwartałem ub.r. był mniejszy o 1,3%. Okazało się, że to jeden z najgorszych wyników wzrostu PKB wśród krajów UE. Z czego to wynika? Czy na koniec br. nasz PKB dalej nie wzrośnie?
Eurostat przedstawił dane dotyczące Polski, które otrzymał od naszego GUS, podobnie jak dane z pozostałych krajów unijnych pochodziły od ich odpowiedników GUS. Tym niemniej spadek 3,7% polskiego PKB w II kwartale w stosunku do poprzedniego kwartału to oczywiście słaby wynik. Nie ma co do tego wątpliwości. Jeżeli chodzi o to, jak się kształtują wyniki gospodarcze poszczególnych krajów, jest kilka czynników, które za to odpowiadają. Jeden to moment i tempo rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych - zacieśnienia monetarnego. Po prostu nastąpiło ono u nas dość wcześnie, jak na Europę. Podwyżki stóp były intensywne, widzieliśmy tego efekty na rynku nieruchomości, w konsumpcji - wcześniej, niż w wielu krajach. Polska ma relatywnie wysoką inflację i ta inflacja była negatywnie odbierana przez konsumentów - te czynniki sprawiły, że konsumpcja w Polsce znacząco spadła.

Jakie jeszcze czynniki wpłynęły na dynamikę PKB w naszym kraju?
Ponadto w Polsce nastąpiło nadzwyczaj duże gromadzenie zapasów na przełomie 2021 i 2022 r. To wywołało znaczący efekt bazy, sprawiło, że nastąpił u nas bardzo duży wzrost PKB na przełomie tych lat. A teraz to się odbija czkawką. Nasze przedsiębiorstwa uznały wówczas, że potrzebują więcej zapasów, niż zwykle. Generalnie zapasy mają to do siebie, że tworzone są na zasadzie szybkiej produkcji. W jednym kwartale są wytwarzane, a w następnym - przetwarzane i sprzedawane: np. na eksport. Zapasy co do zasady powinny być neutralne dla wzrostu firm. Ale jeżeli większe z nich uznały, że potrzebują mieć więcej zapasów, to siłą rzeczy, fakt, że podnosiły one pożądany poziom zapasów, miał odpowiednio większe konsekwencje i spowodowało to jednorazowe podbicie wzrostu, które nie przełożyło się na jakieś inne składowe PKB.

Przełożyło się to rok później na tzw. efekt bazy? 
Generalnie dynamika PKB porusza się wokół gładkich ścieżek rozwoju. Wobec tego tworzenie scenariuszy jego przyszłego rozwoju w oparciu o to czy występuje baza czy jej nie ma, jest karkołomne. Akurat tak się złożyło, że w ostatnich latach doszło do niespodziewanego wystąpienia pandemii koronawirusa, a następnie - do wspomnianego budowania zapasów przez przedsiębiorstwa na przełomie 2021/2022. Zatem, biorąc to pod uwagę, efekt bazy można wskazać. Co jednocześnie nie zmienia faktu, że wyniki polskiej gospodarki w ostatnich kilku miesiącach okazały się faktycznie słabe. Wobec tego to nie przypadek, że doszło do takiego efektu gospodarczego, o jakim poinformował Eurostat.

Czy w kolejnych kwartałach PKB wyjdzie na plus?
Jeżeli chodzi o perspektywy, to generalnie oczekiwania są takie, że w drugiej połowie obecnego roku polska gospodarka odbije.

I trzeci i czwarty kwartał br. okażą się lepsze od początku br.?
Tak. Tylko, że to się nie nastąpi jakoś szybko. Zakładamy, że średnio w całym obecnym roku polska gospodarka urośnie o 0,4%. W czwartym kwartale powinno dojść do wzrostu ponad 1%. Będzie to więc dość mocne odbicie. Czy to się potwierdzi? To jest trudne do precyzyjnego prognozowania. Bo z jednej strony widzimy, że istnieją warunki do tego, żeby konsumpcja prywatna odbijała. Od miesięcy widzimy, że konsumenci nie patrzą już tak negatywnie na świat, rzeczywistość, na swoje finanse. Jednocześnie widzimy, że sprzedaż detaliczna w pierwszych miesiącach osłabła. Stąd wniosek, że polscy konsumenci mimo poprawy nastrojów nie reagowali większymi wydatkami, chociaż już mają bardziej zasobne portfele w ujęciu realnym. Czekamy więc na zwiększenie prywatnej konsumpcji u konsumentów. Wydaje się, że do czynników, które powinny napędzać wzrost naszego PKB powinniśmy dorzucić prawdopodobnie ożywienie na rynku nieruchomości, stymulowane przede wszystkim wskutek wejścia w życie rządowego programu mieszkaniowego z kredytem 2%. Generalnie widać, że na rynku kredytów hipotecznych i sprzedaży mieszkań nastąpiło ożywienie. Sprzedawanych jest obecnie sporo mieszkań oraz sprzętu RTV i AGD. Powinniśmy także wziąć pod uwagę fakt, że 2023 to ostatni rok, kiedy można wydawać środki unijne z poprzedniej perspektywy unijnej 2014-2020. Więc wielu ich beneficjentów będzie rzutem na taśmę wydawać te środki.

Będziemy to obserwować w ostatnich miesiącach obecnego roku?
Tak. Dotyczy to przede wszystkim samorządów, tym bardziej, że weszliśmy w cykl wyborczy. Stąd pojawi się do końca roku sporo nowych inwestycji. Z drugiej strony gospodarka światowa znowu jest słaba. A struktura spowolnienia na świecie, zwłaszcza w przemyśle, w szczególności w branżach zaopatrzeniowych, sprawia, że polski przemysł ma obecnie duże problemy. Jednak eksport, który stanowi silnik wzrostu gospodarczego, ma szansę się zwiększyć, jeszcze, w końcówce roku. Odbicie, które się prognozuje, ma zatem pewne podstawy.

W latach 2016-2022 polska gospodarka rosła średnio każdego roku o 4 proc. – przypomniał wiceminister finansów Artur Soboń. W którym roku powrócimy do takiego tempa wzrostu, skoro na obecny rok prognozowany jest przez większość ekspertów wzrost nie większy niż 1 proc.?
Obstawiałbym, że to będzie końcówka 2024 roku, początek 2025 r. Wówczas nastąpi okres powrotu cyklu koniunktury. To wówczas, nie wcześniej jednak niż za półtora roku - dwa lata,  dostrzeżemy efekty spodziewanego cyklu obniżania stóp procentowych, konsumenci muszą zrównoważyć swoje finanse. Polska gospodarka generalnie w ostatnich latach, jakiego byśmy roku nie wybrali, faktycznie średnio rosła o to 3,5-4% rocznie. A więc w tempie wyższym od większości krajów unijnych.

W III kwartale br. koniunktura w gospodarce polskiej poprawiła się - wynika z badania Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH. Co więcej, według autorów badania „IV kw. roku zwykle był okresem pogorszenia się koniunktury, biorąc jednak pod uwagę przewidywania podmiotów gospodarczych, ankietowanych w lipcu i sierpniu, można spodziewać się utrzymania się tendencji wzrostowej w IV kwartale br.”. Jakie są na to szanse?
Silniki wzrostu gospodarczego, które powinny nam odpalać w drugiej połowie roku będziemy faktycznie widzieć w czwartym kwartale. Natomiast jeśli chodzi o to czy to już widać z badania koniunktury, to mam wątpliwości co do tego, czy przytaczany komentarz nie myli sezonowości z innymi czynnikami.

Inflacja bazowa liczona po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła, według szacunków NBP w lipcu 10,6 proc., wobec 11,1 proc. w czerwcu. Czy w podobnym tempie inflacja bazowa będzie się obniżać w kolejnych miesiącach?
Pewnie tak. Widać jak dotąd efekt jej spadku, co dotyczy wielu różnych kategorii. Przy czym już na początku obecnego roku spodziewaliśmy się, że na pewno dojdzie do spadku inflacji w cenach dóbr przemysłowych. Generalnie wynika to z sytuacji w przemyśle światowym, gdzie od kilku miesięcy nastąpiło zahamowanie inflacji. Było to widać jeszcze w zeszłym roku np. w Stanach Zjednoczonych. Natomiast nie widzieliśmy tego w Europie, aż do wiosny tego roku. W końcu dostrzec to można także w Polsce. Zaskoczenia tu nie ma. Jednak na początku roku pojawiały się jeszcze dość powszechne opinie, że ceny usług będą hamować wolniej, że o ile zdrożały szybko - hamować będą wolniej. A więc przewidywano ostre wejście w górę, a potem wolniejszy zjazd. Natomiast my tego na razie nie widzimy. Bo te ceny hamują faktycznie w takim tempie, w jakim wcześniej przyspieszały. A więc to pokazuje, że w hamowaniu inflacji bazowej nie widać nowej jakości. Wygasają po prostu efekty wcześniejszych wyższych cen żywności i energii. Wobec tego inflacja bazowa powinna spadać w kolejnych miesiącach. Natomiast inflacja CPI, może trochę przyhamować. Głównie wynika to z tego, że moment kiedy szoki energetyczne były najbardziej widoczne i potem wygasały, w inflacji mamy już za sobą.

Jak wysoka powinna okazać się inflacja CPI na koniec br.?
Ogółem spodziewamy się, że inflacja CPI pod koniec br. będzie poniżej 7%.

Źródło

Skomentuj artykuł: