Z powodu przypadków postaci neurologicznej zakażenia herpeswirusem u koni w trakcie zawodów w Hiszpanii, Międzynarodowa Federacja Jeździecka (FEI) odwołała imprezy w 10 krajach Europy, w tym w Polsce. Zajmujący się chorobami zakaźnymi koni Lucjan Witkowski z SGGW uspokaja jednak, że ten rodzaj wirusów nie ma nic wspólnego z COVID-19.
Doktor habilitowany Lucjan Witkowski, pracownik Samodzielnego Zakładu Epidemiologii i Ekonomiki Weterynaryjnej Instytutu Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie, zaznaczył, że herpeswirusy koni (Equine Herpes Virus – EHV) są znane nauce od lat, a mimo słusznych skojarzeń z wirusem opryszczki, też wywoływanej przez herpeswirusy, nie przenoszą się na ludzi i nie mają nic wspólnego z pandemią koronawirusa.
"Rozróżniamy 9 typów końskich herpeswirusów, ale najbardziej problematyczne to EHV-1 i EHV-4. Herpeswirusy ewoluowały wraz z końmi i świetnie się do nich dostosowały. Kontakt z wirusem oznacza dożywotnie zakażenie, dlatego większość koni jest nimi trwale zakażona i zwykle nie ma objawów choroby. Najczęściej konie zarażają się jako źrebięta i chorują łagodnie z objawami grypopodobnymi, jak gorączka, katar czy kaszel. Po przechorowaniu zwierzę funkcjonuje normalnie, ale ma w sobie wirusa" - powiedział Witkowski.
Członek zarządu Polskiego Towarzystwa Hipiatrycznego tłumaczył, że trwałe zakażenie oznacza, że przez większość czasu wirus pozostaje w "uśpieniu" i nie jest niebezpieczny, a dopiero w sytuacji osłabienia odporności się aktywuje. Objawy oddechowe wywoływane przez EHV-1 i EHV-4 są niemal normą, zwłaszcza u źrebiąt oraz młodych koni wyścigowych i sportowych, a co roku występują też spowodowane tym wirusem poronienia u klaczy. Obawa organizatorów zawodów jeździeckich dotyczy postaci neurologicznej wirusa.
"EHV-1 uszkadza naczynia krwionośne, co prowadzi do uszkodzenia okolicznych tkanek. Jeśli ma to miejsce w górnych drogach oddechowych to pojawiają się objawy grypopodobne, jeśli w łożysku czy tkankach płodu, to kończy się to poronieniem. Natomiast jak jest to naczynie w rdzeniu kręgowym czy mózgu, to objawia się zaburzeniami neurologicznymi. To stosunkowo rzadka sytuacja, ale najgorsza z możliwych" - zaznaczył.
Objawy kliniczne są zróżnicowane - od niewielkich zaburzeń neurologicznych, np. chybotliwego chodu, do bardzo ciężkiego przebiegu, z atakami padaczkopodobnymi.
"Odwołanie imprez jeździeckich wywołało lawinę nie zawsze prawdziwych wiadomości i panikę u właścicieli koni w całej Europie, mimo że wielokrotnie notowaliśmy przypadki postaci neurologicznej i aktualnie mamy w Polsce konie z takimi objawami w kilku stajniach. Dlatego zaskakujące jest, że panikę wywołała sytuacja z Hiszpanii, a nie przypadki, z jakimi ciągle mamy do czynienia w kraju" - powiedział.
Na pytanie, czy pandemia COVID-19 wśród ludzi mogła spotęgować strach, powiedział, że to zagadnienie raczej dla socjologów czy psychologów, ale zauważalny jest wzrost zainteresowania szczepieniami.
"Odbieram teraz masę telefonów, w tym od lekarzy weterynarii, którym jestem wdzięczny za informacje i dostęp do materiału do badań. Do nich z kolei dzwonią dziesiątki osób, które w każdym innym niż zwykle ruchu konia widzą chorobę. Nagle wszyscy pytają o szczepienia" - nadmienił.
Jak zaznaczył, dotychczasowe zainteresowanie szczepieniami przeciwko herpeswirusom było znikome. W Polsce zazwyczaj szczepione jest około 1-2 proc. zwierząt, głównie klaczy w stadninach hodowlanych, a w ciągu ostatnich dwóch dni zabrakło w kraju szczepionek.
Podkreślił też, że zaszczepienie konia chroni go przed postacią oddechową, a odpowiedni program szczepień i bioasekuracja zmniejsza ryzyko poronień w stadninach. Nie ma jednak szczepionki, która by zabezpieczała przed postacią neurologiczną.
To nie pierwszy przypadek odwoływania jeździeckich imprez sportowych przez zagrożenie chorobami. W 2020 roku szerzyło się wśród polskich koni sportowych wirusowe zapalenie tętnic, co spowodowało anulowanie licznych zawodów. We Francji i Anglii przyczyną zamykania torów wyścigowych był czasem EHV-1, ale najczęściej powodem takich decyzji jest grypa koni. Jej ostatnia epidemia miała miejsce w Europie Zachodniej, USA i Afryce w ostatnich dwóch, trzech latach. Zdarzają także się masowe zachorowania koni na inne choroby, jak zołzy.
Medycynie znane są inne groźne choroby, które mogą dotyczyć zarówno koni, jak i ludzi.
"To zakażenie wirusem Zachodniego Nilu przenoszone przez komary. Przypadki tej wydającej się być egzotyczną choroby u koni i ludzi, w tym śmiertelne, występowały dotychczas w Europie na południe od nas, głównie we Włoszech, Grecji, Rumunii i na Węgrzech. Ale od 2018 roku to choroba endemicznie występująca w Niemczech, czyli w naszych warunkach geograficznych. Dotychczas nie potwierdziliśmy u konia z Polski przypadku Zachodniego Nilu, ale jest to tylko kwestią czasu. Na szczęście, dla koni są dostępne szczepionki skutecznie chroniące przed tą chorobą" - przekazał Witkowski.
Zachęcił właścicieli koni do współpracy z lekarzami weterynarii i do stosowania szczepień profilaktycznych. Wskazał, że kwarantanna, czyli czasowa izolacja dla koni wracających z zawodów i innych koni wprowadzanych do stajni, oraz podstawowe zasady bioasekuracji są kluczowe w zapobieganiu szerzeniu się chorób zakaźnych, w tym postaci neurologicznej zakażenia EHV-1.