To temat, który w ostatnich tygodniach nie schodzi praktycznie z medialnej agendy. Inwestowanie w sztukę cyfrową przy użyciu tokenów niewymiennych (NFT) bije rekordy, a wielu upatruje w tym prawdziwej rewolucji na rynku sztuki. - Nowe technologie na tradycyjny rynek dzieł sztuki wchodzić będą stopniowo i z zachowaniem dużej ostrożności wśród konserwatywnej części rynku, choć niewykluczone, że presję na zmiany będą wywierać młodsze pokolenia kolekcjonerów – ocenia w rozmowie z portalem filarybiznesu.pl Rafał Kamecki, założyciel i prezes ArtInfo.pl.
Inwestowanie w sztukę cyfrową za pośrednictwem tokenów niewymiennych (ang. non-fungible token; NFT) jest zjawiskiem istniejącym już od pewnego czasu, jednak przez ostatnie miesiące, a nawet tygodnie – można zaobserwować niesamowite wzrosty na tym rynku. Jak szacuje portal nonfungible.com, całkowita wartość rynku wynosi obecnie ponad 500 mln dolarów, z czego niespełna połowa wartości to efekt transakcji przeprowadzanych w ostatnim tygodniu.
O co w tym wszystkim chodzi? Osoba, które dokona kupna takiego cyfrowego dzieła, otrzymuje wraz z nim wspomniany token NFT - unikalny klucz identyfikacyjny szyfrowany podpisem twórcy, stanowiący pewnego rodzaju certyfikat autentyczności dzieła. Taka transakcja zostaje zarejestrowana w systemie blockchain. Token niewymienny może zostać odsprzedany i wówczas tytuł własności otrzymuje nowy nabywca.
Ktoś może powiedzieć, że wystarczy kliknąć w obecny w sieci obraz prawym przyciskiem myszy i zapisać go na swoim pulpicie. Owszem, obraz został zapisany na dysku, jednak nie mamy wówczas praw własności i nie możemy nim handlować jak dziełem sztuki.
Tokeny niezamienne (NFT) nie są sobie równe i to zasadniczo odróżnia je od tokenów wymiennych, takich jak np. kryptowaluty. O ile bitcoin (jako token wymienny) równy jest innemu bitcoinowi, o tyle nie jest tak z unikatowymi NFT.
69 mln dolarów za plik JPEG
Pierwszym większym zjawiskiem na rynku NFT był kryptokociaki - CryptoKitties. Ta gra polegała na zakupie i hodowli i rozmnażania wirtualnych kotów NFT, które potem można było sprzedać. Potem powstało jeszcze kilka innych gier wykorzystujących mechanizm znany z CryptoKitties. Twórcy gry również nieźle na niej zarobili, ponieważ od każdej transakcji w wirtualnym kocim świecie pobierana była prowizja. W 2018 r. za jednego z kotów NFT zapłacono w kryptowalucie Ethereum równowartość ponad 170 tys. dolarów.
NFT jako zjawisko dotyczące rynku sztuki istnieje od kilku lat, jednak to w ostatnich miesiącach przeżywa istotny boom. Sprzedaż sztuki cyfrowej odbywa się głównie na określonych rynkach, gdzie autor wgrywa swoją pracę i weryfikuje swoją tożsamość. Staje się ona NFT i czeka na swojego kupca. Co podkreślają zwolennicy takiej formy handlu sztuką cyfrową, autor bardzo często jest beneficjentem pewnego odsetka od transakcji odsprzedaży jego dzieła. Rynki sztuki cyfrowej są zróżnicowanie pod względem cen i statusu poszczególnych artystów.
Czasem jednak sztuka cyfrowa wykracza poza wirtualne rynki NFT i wchodzi do domów aukcyjnych. Właśnie w londyńskim „Christie's” doszło na początku marca do bezprecedensowej sytuacji na rynku inwestowania w sztukę cyfrową, gdy cyfrowy kolaż – w praktyce plik JPEG - Mike'a "Beeple" Winkelmanna pt. "Pierwsze 5000 Dni" (ang. "The First 5000 Days") sprzedano na aukcji w Christie's za ponad 69 mln USD. Jest to rekordowa suma, którą zapłacono za „stokenizowane” dzieło. Już kilka miesięcy wcześniej doszło do sprzedaży w „Christie's” innego dzieła „Beeple'a” - „2020 Everydays”, za które zapłacono ok. 3,5 mln dolarów.
NFT to nie tylko wirtualne koty i sztuka cyfrowa. Niedawno mogliśmy przeczytać o
mogliśmy przeczytać o tym, że NFT stał się pierwszy tweet założyciela Twittera, Jacka Dorseya. Najwyższa oferta za ten token osiągnęła 2,5 mln dolarów. Entuzjaści rynku NFT są zdania, że wszelkiego rodzaju wpisy jako tokeny niewymienne mogą oznaczać nowy sposób zbierania autografów.
W formie NFT funkcjonuje także muzyka. Partnerka Elona Muska, Grimes, kanadyjska piosenkarka 1 marca sprzedała na rynku Nifty Getaway swoje klipy i nagrania za równowartość ok. 6 mln dolarów. Kilka dni później zespół Kings of Leon wydał jako NFT swój album.
Rynek sztuki nie jest gotowy
Czy rynek NFT wyprze klasyczną sprzedaż sztuki? Rafał Kamecki, prezes i założyciel ArtInfo.pl, portalu rynku sztuki, ocenia, że nowe technologie na tradycyjny rynek dzieł sztuki wchodzić będą stopniowo i z zachowaniem dużej ostrożności wśród konserwatywnej części rynku, choć niewykluczone, że presję na zmiany będą wywierać młodsze pokolenia kolekcjonerów.
- Za sprawą licytacji kolażu Mike'a „Beepla” Winkelmanna „5000 pierwszych dni” oczy całego rynku zostały zwrócone w kierunku zagadnień NFT i technologii blockchain. Mam jednak nieodparte wrażenie, że klasyczny rynek dzieł sztuki i uczestnicy tego rynku nie do końca są jeszcze są przygotowani na handel sztuką cyfrową. Większość osób związanych z rynkiem sztuki stoi na stanowisku, że należy handlować dziełami „fizycznie” istniejącymi
Prezes ArtInfo.pl przyznaje, że mimo dość konserwatywnego i niezbyt otwartego na nowinki rynku dzieł sztuki, pandemia stała się katalizatorem wprowadzenia cyfrowych rozwiązań, m.in. takich jak aukcje internetowe czy aplikacje umożliwiające licytację na aukcjach przez Internet.
Rafał Kamecki wskazuje również na problem nakładowości dzieła i kontroli liczby kopii, który towarzyszył także sztuce tradycyjnej, szczególnie tej tworzonej z wykorzystaniem technik powtarzalnych, takich jak inkografie, serigrafie czy rynek fotografii. Jego zdaniem, technologia blockchain może stać się odpowiedzią na wątpliwości dotyczące odpowiedniego zabezpieczenia przed wystąpieniem niekontrolowanego nakładu.
Entuzjaści NFT wskazują na możliwość profitów dla artysty z odsprzedaży jego dzieła, jednak Rafał Kamecki przypomina, że funkcjonuje to również w ramach tradycyjnego rynku sztuki za sprawą opłat z tytułu „droit de suite”.
- W Polsce od wielu lat obowiązuje zapis dotyczący prawa twórcy („droit de suite”), którego wprowadzenie wymagała Unia Europejska. Jest to wynagrodzenie dla autora lub jego spadkobierców stanowiące część dochodów z odsprzedaży jego dzieła. Domy aukcyjne stosują i pobierają „droit de suite” od każdego sprzedanego dzieła, autora żyjącego lub od którego śmierci nie upłynęło 70 lat. Opłata, którą obciążony jest kupujący, stanowi 5 proc. wartości, po jakiej dzieło zostało odsprzedane. Taki procent obowiązuje dla dzieł sprzedanych do równowartości 50 tys. euro, przy wyższych kwotach procenty jest niższy i opłata liczona jest degresywnie