Parlament Europejski przegłosował projekt Komisji Europejskiej zakładający, że od 2035 r. na terenie UE nie będzie możliwa rejestracja nowych pojazdów z silnikami spalinowymi. Projekt budzi bardzo dużo kontrowersji i zderza się z gigantyczną krytyką. Pomysłodawcom nie sprzyjają też liczby, pokazujące, że w kwestii aut elektrycznych i potrzebnej do nich infrastruktury, Europa ma jeszcze wiele do nadrobienia.
8 czerwca Parlament Europejski zdecydował o poparciu projektu Komisji Europejskiej, który zakłada osiągnięcie w 2035 r. poziomu zerowej emisji spalin przez nowe samochody osobowe oraz lekkie samochody dostawcze. Za rozwiązaniem zagłosowało 339 europosłów, 249 było przeciw, wstrzymało się 24. Wszystko to w imię tzw. neutralności klimatycznej, którą Europa ma osiągnąć w 2050 r.
Projekt zakłada w 2035 r. redukcję emisji o 100 proc. w porównaniu z rokiem 2021, ale stawia także cel pośredni – redukcję emisji o 50 proc dla samochodów dostawczych i 55 proc. dla samochodów osobowych w roku 2030. Sprawozdawca przyjętego stanowiska PE, Jan Huitema z frakcji liberałów „Renew Europe”, przekonywał, że „zakup i eksploatacja samochodów o zerowej emisji zanieczyszczeń stanie się tańsza dla konsumentów”. Alex Keynes z „Transport&Environment” przekonuje, że decyzja jest także dobra dla branży motoryzacyjnej, ponieważ „daje pewność, aby zwiększyć produkcję pojazdów elektrycznych, co obniży ceny dla kierowców”.
Propozycja Komisji Europejskiej, którą przyjął w mijającym tygodniu europarlament, budziła duże kontrowersje już w momencie jej przedstawienia latem 2021 r. Znacząco przyspieszała ona dotychczasowe tempo osiągania kolejnym poziomów bezemisyjności (np. 37,5 proc. w 2030 r. wobec 50-55 proc. w nowym projekcie). Na stronach naszego portalu pisaliśmy wówczas, że przedstawiony przez KE projekt zmian wywołał silną reakcję ze strony branży motoryzacyjnej oraz rządów państw, których gospodarki w dużej mierze bazują na tym sektorze. Istotny głos wychodzi tutaj z Berlina, bowiem motoryzacja wciąż jednym z filarów napędowych niemieckiej gospodarki. Z drugiej strony, ostrzejsze normy wprowadzono w Wielkiej Brytanii, gdzie bezemisyjność planowana jest już na rok 2030.
Co w praktyce zakłada przyjęte przez Parlament Europejski stanowisko? To, że od 2035 r. producenci nie będą mogli sprzedawać nowych samochodów z napędem spalinowym. Przyjęte w środę stanowisko musi jednak być teraz uzgodnione wśród wszystkich krajów członkowskich UE, a to nie będzie proste. Część z nich już wskazuje, że „plan zero” na 2035 r. jest zbyt radykalny i postulują albo jego odsunięcie w czasie, albo redukcję limitów.
Na reakcję branży moto nie trzeba było długo czekać. VDA, niemieckie stowarzyszenie przemysłu motoryzacyjnego w wydanym w środę oświadczeniu, stwierdziło, że Parlament Europejski „podjął decyzję przeciwko obywatelom, przeciwko rynkowi, przeciwko innowacjom i przeciwko nowoczesnym technologiom”.
VDA oceniło, że na takie decyzje jest zbyt wcześnie, ponieważ niemal w całej Europie infrastruktura potrzebna dla aut elektrycznych (przede wszystkim stacje ładowania) jest zbyt słabo rozwinięta. Zdaniem stowarzyszenia, efektem będzie wzrost kosztów dla klientów. W podobnym tonie wypowiedziało się Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA), według którego „w związku ze zmiennością i niepewnością, której doświadczamy globalnie każdego dnia, wszelkie długoterminowe regulacje są przedwczesne”.
- Potrzebujemy klarownego przeglądu sytuacji w połowie czasu, aby lepiej określić cele po 2030 r. - ocenił szef ACEA, Oliver Zipse.
Branża moto jest dość zgodna w stanowisku, że na rozwiązania proponowane przez Brukselę jest zbyt wcześnie, a elektryfikacja branży moto jest na niewystarczającym poziomie i postępuje zbyt wolno, szczególnie z uwagi na wysokie koszty aut i budowy infrastruktury.
Przyjrzyjmy się liczbom z raportu ACEA za rok 2021. Według danych stowarzyszenia, niemal 60 proc. wszystkich nowych zarejestrowanych w 2021 r. samochodów osobowych w UE miało silniki benzynowe (40 proc.) lub Diesla (19,6 proc.). Ok. 9 proc. to samochody z napędem całkowicie elektrycznym, a blisko 30 proc. - z napędem hybrydowym. Autorzy raportu wskazują jednak, że końcówka ubiegłego roku przyniosła znaczne spadki rejestracji aut z napędami konwencjonalnymi, a widoczna jest pewna tendencja wzrostowa wśród aut z napędami alternatywnymi. W danych za pierwszy kwartał 2022 r. dostrzec można wzrost zainteresowania pojazdami z napędem hybrydowym.
Pomimo wzrostów, auta z paliwami alternatywnymi stanowią w UE bardzo niewielki odsetek całej floty. Według podawanych przez ACEA danych, w 2020 r. tylko 1,1 proc. wszystkich samochodów osobowych w UE to te z napędem elektrycznym, a tylko nieco ponad 3 proc. to auta ogólnie z napędem alternatywnym. Jeszcze mniejszy udział widoczny jest w segmentach samochodów dostawczych lub ciężarówek - w pierwszym, udział pojazdów z napędem alternatywnym wynosi 1,4 proc., a w drugim - 0,7 proc. W obu tych segmentach dominują auta z silnikami Diesla.
Spójrzmy na inną statystykę – dotyczącą dostępności stacji ładowania. Według danych ACEA za rok 2021 r. 70 proc. wszystkich stacji w Unii Europejskiej znajduje się w jedynie trzech krajach – w Holandii, Francji i Niemczech – łącznie ok. 157 tys. z 224 tys. Czwarte miejsce przypadło Włochom, gdzie znajduje się ok. 5,7 proc. wszystkich ładowarek w UE, a piąte – Szwecji. Poza podium, „30 proc. pozostałej infrastruktury jest rozproszone w pozostałych 77 proc. regionu UE” - zauważa ACEA. Organizacja zauważa, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba stacji rosła czterokrotnie wolniej od liczby rejestrowanych aut elektrycznych w UE. Według badań, aby zrealizować cel redukcji emisji o 55 proc. - taki jaki planowany jest na rok 2030 – potrzebnych będzie ok. 6,8 mln punktów ładowania na terenie Unii Europejskiej. ACEA zaznacza, że liczba ta jest „dwukrotnie wyższa niż podana przez Komisję Europejską”. Oznacza to, że aby plan zakładany przez KE był realny, tygodniowo w Unii musiałoby powstawać 14000 stacji ładowania pojazdów.
Warto jednak dodać, że już pojawiła się poprawka do przyjętej przez PE ustawy, która zakłada, że z obowiązującego po 2035 r. zakazu wyjęte będą firmy-producenci sprzedające rocznie mniej niż 10 tys. Zważywszy, że pod poprawką widnieje sporo podpisów włoskich europosłów, można mniemać, że to lobby uznanych marek z Półwyspu Apenińskiego, takich jak Ferrari czy Lamborghini. Dodatkowo, w myśl poprawki zakaz ma zostać całkowicie zniesiony wobec producentów, których roczna sprzedaż nie przekracza 1000 sztuk aut. Postulat wyjęcia spod obowiązku części firm zyskał miano "poprawki Ferrari". Ma być on głosowany w Parlamencie Europejskim pod koniec czerwca.