Napięcie w kosmosie coraz większe. To zdjęcie wywołało skandal

Szef NASA w mocnych słowach ocenił chiński program kosmiczny, sugerując, że Państwo Środka planuje "zająć Księżyc" i zarzucając Chińczykom "trenowanie niszczenia obcych satelitów". Atmosfera wokół eksploracji kosmosu staje się coraz bardziej napięta, także na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. 

Od 24 lutego – dnia inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę – kilkukrotnie na naszych stronach opisywaliśmy, w jaki sposób wojna na ziemi przekłada się na atmosferę kosmiczną. Ważną rolę odegrał w tej scenie Dmitrij Rogozin, szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos, który nieustannie podgrzewał nastroje i sugerował wyjście Rosji m.in. z programu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Opisywaliśmy również amerykańskie wezwania do zaprzestania testów i rozwoju broni antysatelitarnej. Wraz z biegiem wojny, temperatura w kosmicznych zmaganiach nie maleje.

Na początku lipca, szef amerykańskiej agencji kosmicznej NASA, Bill Nelson, wyraził zaniepokojenie badawczą bazą księżycową, którą mają współtworzyć Chińczycy oraz Rosjanie. Nelson wprost stwierdził, że to nowy „kosmiczny wyścig”, w którym Chiny planują „zajęcie Księżyca”.

- Musimy być bardzo zaniepokojeni tym, że Chiny wylądują na Księżycu i powiedzą: to jest teraz nasze

mówił szef NASA w wywiadzie dla „Bilda”.

Międzynarodowa Księżycowa Stacja Badawcza (ILRS, International Lunar Research Station) to chińsko-rosyjski projekt, który ma zostać w ciągu najbliższych lat zainstalowany w okolicy południowego bieguna księżycowego. Według pierwotnych planów, stacja ma rozpocząć działalność do 2035 r., a od 2036 r. - przyjmować pierwszych załogantów na dłuższe misje. Warto tutaj wspomnieć, że USA rozwija konkurencyjny program dotyczący Księżyca – o nazwie Artemis, w który zaangażowanych zostało już kilkanaście państw na całym świecie. W ramach Artemis, do 2025 r. na Księżycu, a konkretniej – na jego południowym biegunie - ma pojawić się misja załogowa. Pojedynek USA-Chiny dotyczy także Marsa. Pekin ma plany, by załogowa misja dotarła na Czerwoną Planetę w 2033 r. Podobny termin przedstawiła NASA.

Nelson w wywiadzie dla „Bilda” przypuścił mocny atak na chiński program kosmiczny, zarzucając mu także duże zmilitaryzowanie i twierdząc, że na swojej stacji kosmicznej (Tiangong) „uczą się, jak niszczyć wrogie satelity”. Ponadto stwierdził, że „Chiny są dobre, bo kradną cudze pomysły i technologie”. 

Strona chińska szybko odpowiedziała na zarzuty ze strony Billa Nelsona, twierdząc, że „nie pierwszy raz zignorował fakty i nieodpowiedzialnie mówił na temat Chin”. Podkreślono, że jest to element oszczerczej kampanii przeciwko chińskim planom eksploracji kosmosu. 

Chińskie media wyliczają także wcześniejsze zarzuty kierowane przez Nelsona pod adresem Pekinu i przytaczają wypowiedzi twierdzące, że szef NASA „zachowuje się bardziej jak polityk”. Chiny twierdzą, że w Stanach Zjednoczonych ma nie brakować osób, które są „otwarte na współpracę” z Państwem Środka w dziedzinie eksploracji kosmosu. Uniemożliwia to jednak tzw. poprawka Wolfa, przyjęta w 2011 r. ustawa, która zakazuje NASA – bez zgody Kongresu – podejmowania współpracy z organami chińskiej administracji rządowej.

Tymczasem Chiny niemal nieustannie odnotowują nowe osiągnięcia w eksploracji kosmosu. Po udanym dotarciu misji Shenzhou-14 na stację Tiangong, w ostatnim czasie sukces odniosła także misja orbitera Tianwen-1, który zmapował powierzchnię Marsa, wypełniając zadania naukowe. W 2028 r. Chińczycy w ramach misji Tianwen-3 planują pobranie próbek z Czerwonej Planety.

Kilka dni Chińska Akademia Nauk ogłosiła 13 możliwych misji kosmicznych planowanych na lata 2026-2030. Wśród wskazanych misji, trzy mają prowadzić badania astrofizyczne i astronomiczne, cztery – zagadnienia heliofizyczne, kolejne cztery – zbadają Ziemię oraz inne elementy Układu Słonecznego, a dwie pozostałe – skupią się na poszukiwaniu egzoplanet możliwych do zamieszkania. Z tej grupy misji ma zostać wybranych kilka, które przejdą do fazy realizacji. 

Szczególne zainteresowanie budzą misje poświęcone poszukiwaniu możliwych do zamieszkania planet.

- Polowanie na nadające się do zamieszkania światy wokół pobliskich gwiazd podobnych do Słońca będzie wielkim przełomem dla ludzkości, a także pomoże ludziom odwiedzić te „ziemskie bliźniaki” i rozszerzyć naszą przestrzeń do życia w przyszłości – oceniał w czerwcu w rozmowie ze space.com prof. Ji Jianghui z Chińskiej Akademii Nauk. Dodał, że na chwilę obecną „odkryto 50 planet nadających się do zamieszkania, ale większość z nich oddalonych jest setki lat świetlnych od Ziemi”.

Nie słabnie również napięcie w relacjach z Rosją na gruncie militarno-politycznym. Śledztwo open source dokonane przez „The Space Review” wykazało, że Rosjanie zbudowali „system laserowy przeznaczony do wojny elektrooptycznej” o nazwie Kalina. Narzędzie ma być wykorzystywane do zwalczania satelitów poprzez emisję „oślepiających” trwale czujniki optyczne impulsów. Laserowych. Od pewnego czasu Amerykanie twierdzą, że ich satelity są nieustannie atakowane w przestrzeni kosmicznej, a dowodem tego miały być m.in. próby zakłócania sygnałów ze Starlinków, które dotarły na początku wojny nad terytorium Ukrainy, znacząco ułatwiając komunikację ukraińskim żołnierzom. Space.com wskazuje, że zakusy na unieszkodliwienie satelitów z „gwiezdnego pociągu” Elona Muska mają także Chiny. 

Kontrowersje w ostatnich dniach wzbudziła także inna kwestia. Od dłuższego czasu Rosja podnosi kwestię „rezygnacji' z udziału w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a retoryka taka nasiliła się po 24 lutego. Choć panują zapewnienia, że współpraca w załodze złożonej m.in. z Rosjan i Amerykanów układa się dobrze, to niedawny gest rosyjskich załogantów wywołał spore poruszenie. Na stronie Roskosmosu zamieszczono zdjęcia rosyjskich kosmonautów z flagą nielegalnego i nieuznawanego przez opinię międzynarodową „quasi-państwa” - prorosyjskiej Ługańskiej Republiki Ludowej. 

W komunikacie zamieszczonym na stronie poinformowano, że agencja oraz kosmonauci Oleg Artemiew, Denis Matwiejew i Siergiej Korsakow - załoganci MSK - "dołączają do gratulacji z okazji nowego Dnia Wielkiego Zwycięstwa", jak nazwano zajęcie przez Rosjan Lisiczańska i w praktyce niemal całego obwodu ługańskiego Ukrainy.

NASA zdecydowanie potępiła ten akt, uznając go za „upolitycznienie MSK”. W podobnym tonie wypowiedział się również szef Europejskiej Agencji Kosmicznej, ESA, twierdząc, że „jest niedopuszczalne, aby MSK stała się platformą rozgrywania kryzysów politycznych lub humanitarnych dziejących się na ziemi”.

Skomentuj artykuł: