[NASZ WYWIAD] Czekają nas obniżki cen paliw? Mączyńska: Przedsiębiorca może obniżać ceny. Jest jedno ale

„Obecnie ceny paliw w Polsce są niższe niż u naszych sąsiadów - stąd na przykład w rejonach przygranicznych Niemcy chętnie kupują paliwo na naszych stacjach benzynowych. To żądanie obniżek cen niby ma służyć ochronie krajowych konsumentów przed nadmiernymi wzrostami cen i inflacją. Ale obniżając ceny paliw chronimy w ten sposób nie tylko krajowych konsumentów, ale i zagranicznych. A zatem dopłacamy do zagranicznych konsumentów i to może rodzić nawet różnego rodzaju spekulacyjne trendy na rynku”. Z prof. Elżbietą Mączyńską, honorową prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, wykładowcą SGH, rozmawia Maciej Pawlak 

Politycy opozycji wprost żądają, by Orlen obniżył ceny paliw, „dzieląc się zyskami”. Podobnych żądań nie wysuwają do innych koncernów paliwowych, działających w Polsce. Czy giełdowa spółka, w której Skarb Państwa ma mniej niż połowę akcji, w ogóle może zgodnie z prawem sprzedawać towar poniżej kosztów?

Musi tak kształtować swoją politykę cenową, żeby następowało pokrycie kosztów przez cenę i oczywiście umożliwiony był zysk. Często operuje się w odniesieniu do koncernów paliwowych pojęciem marży. W wielu publikacjach mówi się o marży, tak, jak by to był zysk przedsiębiorcy. To jest mylące. Marża i zysk to nie to samo, bo obejmuje także koszty przedsiębiorcy. To różnica między ceną, po jakiej kupuje się ropę u źródła, a ceną, po jakiej jest ona sprzedawana. Żądanie obniżek ceny byłoby uzasadnione wtedy, gdyby okazało się, że zyski Orlenu są jakoś nadzwyczajnie wyższe w porównaniu z innymi koncernami paliwowymi. Równocześnie koszty nie stanowiłyby dużej części marży - wtedy jest z czego obniżać. Jednak przestrzegałabym przed administracyjnymi ingerencjami w politykę cenową przedsiębiorstwa. O cenach powinien jednak przesądzać rynek. Jeśli jednak ze względu na nadzwyczajne okoliczności - tak jak obecnie wynikające z ataku Rosji na Ukrainę i związanym z tym sankcjami nałożonymi na agresora - zyski niektórych przedsiębiorstw, stawałyby się nadzwyczajnie wysokie, co ma symptomy żerowania na wojnie, wówczas bardziej zasadnym rozwiązaniem byłby specjalny podatek od takich zysków, tzw. windfall tax. Mogłoby to zmniejszać motywacje przedsiębiorstw do podnoszenia cen. Chodzi tu przede wszystkim o dodatkowe opodatkowanie wszystkich tych firm, m.in. surowcowo- energetycznych, które osiągają ponadprzeciętne zyski wynikające ze wzrostu cen surowców. Niektóre kraje wprowadziły już taki podatek, przeznaczając uzyskane z tego tytułu wpływy budżetowe na pomoc dla podmiotów dotkniętych kryzysem. Wprowadzenie takiego podatku wymaga szczegółowych analiz. Obecnie taki podatek nie jest jednak w Polsce planowany. 

A zatem marża to nie zysk.

To warto przypominać. Na marżę składają się koszty i zyski, ale koszty mogą stanowić    bardzo dużą część marży i w wielu przedsiębiorstwach tak jest. Samo żądanie obniżek ceny od konkretnego przedsiębiorstwa, w tym przypadku Orlenu, ma symptomy niezgodnej z regułami rynkowymi wybiórczości. Pojawia się przy tym szerszy, ponadkrajowy kontekst tej sprawy. Obecnie bowiem ceny paliw w Polsce są niższe niż u naszych sąsiadów - stąd na przykład w rejonach przygranicznych Niemcy chętnie kupują paliwo na naszych stacjach benzynowych. To żądanie obniżek cen niby ma służyć ochronie krajowych konsumentów przed nadmiernymi wzrostami cen i inflacją. Ale obniżając ceny paliw chronimy w ten sposób nie tylko krajowych konsumentów, ale i zagranicznych. 

Co to oznacza?

A zatem dopłacamy do zagranicznych konsumentów i to może rodzić nawet różnego rodzaju spekulacyjne trendy na rynku. Jeszcze jest jedna kwestia -  podstawą do obniżenia cen może być obniżenie kosztów, w tym kosztów nabycia surowców. I tu jest pewna optymistyczna, choć słodko-gorzka informacja. Obserwujemy ostatnio dość znaczące spadki cen ropy. To wynik rosnącego w skali globalnej ryzyka recesji, czyli kurczenia się gospodarek i PKB. Dla krajów eksportujących ropę to sygnał, że zapotrzebowanie na surowce energetyczne będzie spadać i już spada, co zmusza te kraje do obniżania cen. Jeśli ten trend się utrzyma, to mechanizm rynkowy zadecyduje o tym, że na stacjach benzynowych paliwo będzie taniało. Trzeba jednak zastrzec, że rynek ropy podlega silnym spekulacjom, czego dowodzą m.in. nagłe wzrosty i spadki cenowe i tendencje do niestabilności. Przy tym pomiędzy zmianą cen ropy, a zmianą cen na stacjach benzynowych, z reguły upływa trochę czasu.

Dlatego też przestrzegałabym przed ingerencjami cenowymi. Pozarynkowe naciski na zmiany cen mogłyby doprowadzić do skrajnej sytuacji, że np. cena nie będzie pokrywała kosztów, a to oznaczałoby stosowanie cen dumpingowych. To zaś jest w UE zabronione. Przedsiębiorca może obniżać ceny, ale nie może przy tym naruszać, zwłaszcza w spółce giełdowej, interesów akcjonariuszy. Czyli musi to być zgodne z regułami funkcjonowania spółki giełdowej i z regułami giełdowymi. A już żądanie od jednego koncernu obniżki cen na sprzedawane paliwo, bez podania informacji o tym, jakie marże mają inne koncerny jest po prostu niezrozumiałe. 

Czy presja ze strony polityków opozycji skierowana wobec jednej firmy może być negatywnym sygnałem dla zagranicznych inwestorów. 

Moim zdaniem zagraniczni inwestorzy mają ograniczone zaufanie do sporów partyjnych. Niestety w tej chwili kwestie paliwowe, kwestie surowców energetycznych stały się orężem nie tylko w wojnie putinowskiej, ale stają się orężem w wojnie wyborczej, więc opozycja szuka tutaj haseł, które by przyciągnęły wyborców. Dla ucha wyborców, zwłaszcza tankujących na stacjach paliw, zawsze brzmi przyjemnie, że partia „X” domaga się obniżki cen. Istotne jest przede wszystkim to, że poziom wiedzy ekonomicznej w Polsce niestety nie jest dostateczny i w związku z tym bardzo wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że to są naczynia połączone. Na rynku obowiązują określone zasady i prawa i ich naruszanie może prowadzić do negatywnych odwrotnych od pożądanych skutków. 

*Na przykład?

Historia dostarcza tu licznych dowodów. W prl-owskim systemie ekonomicznym, różne metody administracyjnego ustalania cen nigdy nie przynosiły takiego efektu, o jaki chodziło. Gdy brakowało czegoś na rynku i pułap ceny ustalano administracyjnie to albo producenci mieli mniejsze zachęty do produkcji, więc to pogarszało sytuację, albo rodził się czarny rynek. Mam nadzieję, że w naszym kraju nie dojdzie obecnie do tego typu administracyjnych interwencji cenowych. W gospodarce występują co prawda rozmaite trudne wyzwana i napięcia, czego przejawem jest obecnie przede wszystkim inflacja, ale zarazem w świecie dostrzegany jest potencjał rozwojowy Polski. Opinie na ten temat przedstawiane są m.in. przez zagraniczne ośrodki analityczne. Z prognoz międzynarodowych instytutów zajmujących się międzynarodowymi porównaniami, wynika, że Polska będzie obszarem dużego zainteresowania inwestorów już w latach 2023-2024. Np. jeden z szefów amerykańskiego think-tanku Stratfor, dr George Friedman, ogłosił, że Polska stanie się jedną z gospodarek o szczególnie silnym potencjale rozwojowym i że dojdzie do jeszcze większego zainteresowania naszym krajem inwestorów zagranicznych. Ma to m.in. związek z tym, co się dzieje w Ukrainie. Istnieje wiele ekspertyz, które pokazują, że kiedy wojna w Ukrainie się skończy kraj ten trzeba będzie odbudowywać…

Do zrealizowania w związku z tym będą inwestycje liczone w setkach miliardów dolarów…

Tak. A my przecież jesteśmy bliskim sąsiadem. W związku z tym, że przez wiele lat związki gospodarcze pomiędzy naszym krajem, a Ukrainą były silne to j jest wysoce prawdopodobne, że przy jej odbudowie odegramy niebagatelną rolę. Zagraniczni eksperci to podkreślają i dostrzegają.

Polska wciąż ma najtańsze - choć raczej należałoby powiedzieć: najmniej drogie - paliwo w Europie. Czy Polacy i w ogóle Europejczycy powinni pogodzić się z końcem ery taniej energii i tanich paliw?

Na każdy kryzys, także kryzys energetyczny, można patrzeć - zgodnie z jego chińskim rozumieniem: „znalazłem zagrożenie i szansę”. Na przykład w latach 70. ubiegłego wieku kryzys paliwowy spowodował - obok wzrostu cen i zmniejszeniem podaży paliw na całym świecie - pojawienie się nowych technologii energooszczędnych, które umożliwiły zmniejszanie zużycia energii. Pojawiły się wtedy silne tendencje do oszczędzania energii. Także obecnie można się spodziewać, że w tej ponurej informacji o wzroście cen surowców czy energii, zawarty jest element optymizmu. To czynnik nakłaniający do większego oszczędzania. Zwykle bowiem to, co jest tanie nie jest szanowane, sprzyja marnotrawstwu. To takie trochę błędne koło, np.: produkujemy tanią żywność, różne fastfoody. To powoduje, że tak wiele żywności marnuje się i po prostu się ją wyrzuca. Marnujemy też energię - każdemu z nas się zdarza pozostawienie np. niepotrzebnie zapalonego światła. Oszczędzanie, szczególnie w obecnej sytuacji jest koniecznie nie tyko ze względów czysto finansowych, ale także ekologicznych, w tym ze względu na konieczność ochrony klimatu. Można zakładać, że wzrost cen może wpłynąć na przyspieszenie i intensyfikację działań na rzecz pozyskiwania nowych, alternatywnych źródeł energii. Ograniczenia w dostępie do źródeł tradycyjnych i wzrost cen mogą sprzyjać racjonalizacji polityki energetycznej. 

W jaki sposób?

Pól do działania jest wiele. Jest np. dziwne, że tak niewiele z licznych budynków wznoszonych przez spółdzielnie mieszkaniowe i deweloperów ma baterie solarne na dachu. Duże zaniedbania mamy też w zakresie energetyki wiatrowej. Na szczęście producenci coraz bardziej zdają sobie sprawę, że droga energia, jak i droga praca, oznacza konieczność poszukiwania technologii praco- oraz energooszczędnych i we własnym zakresie podejmują ukierunkowane na takie oszczędności inwestycje. Oby ich było jak najwięcej. 

Jak Pani Profesor ocenia znajomość zasad ekonomii i funkcjonowania wolnego rynku wśród polskich polityków? 

Niedostatki wiedzy ekonomicznej to problem szerszy, to wciąż pokłosie niedostatecznego uwzględniania ekonomii w programach edukacyjnych szkół różnych szczebli. Dotyczy to także niektórych polityków. Przejawia się to w różnych debatach, także publicznych. Na przykład przychód i dochód w niektórych wypowiedziach oznacza to samo, co oczywiście jest fundamentalnym błędem. Zauważalny jest też brak umiejętności identyfikowania bardzo złożonych często współzależności. Stąd nierzadka bywa łatwość opracowywania projektów ustaw i innych aktów prawnych, w oderwaniu od już regulujących dany obszar. W rezultacie nowe przepisy choć na pierwszy rzut oka korzystne, pozostając choćby w częściowej sprzeczności z już istniejącymi, oznaczają w rezultacie regres w stosunku do dotychczasowego stanu rzeczy. 

Źródło

Skomentuj artykuł: