[NASZ WYWIAD] Jakóbik: Wysokie ceny gazu utrzymają się przez cały 2022 rok, a być może i w 2023

„Nord Stream 2 to problem polityczny. Ponieważ już obecnie dzieli Unię Europejską na lepszych i gorszych. Pozwala także wykorzystywać gaz do celów politycznych, uprawdopodabnia również agresję rosyjską na Ukrainę. Stanowi także problem rynkowy, bowiem ugruntowuje pozycję rosyjskiego Gazpromu na rynkach naszego regionu Europy” - z Wojciechem Jakóbikiem, redaktorem naczelnym portalu BiznesAlert.pl, rozmawia Maciej Pawlak

W jaki sposób wybór przez PKN Orlen czterech partnerów (węgierski MOL, saudyjski Saudi Aramco, polski Unimot i węgierski Rossi Biofuel Zrt.) do realizacji tzw. środków zaradczych w związku z fuzją z Grupą Lotos, wpłynie na bezpieczeństwo energetyczne państwa? 

Propozycja środków zaradczych w ramach fuzji PKN Orlen z Lotosem nie zagrozi bezpieczeństwu energetycznemu państwa. Ponieważ węgierski MOL kojarzony z Rosją nie zostanie dopuszczony do udziałów w Rafinerii Gdańskiej, która jest naszym „oknem na świat” w kontekście dywersyfikacji źródeł dostaw ropy naftowej. Co więcej Saudi Aramco, której Orlen odsprzeda 30% Rafinerii, to firma, która rzuca wyzwanie Rosjanom w Europie środkowo-wschodniej. Wobec tego współpraca z Saudyjczykami potencjalnie zmniejszy zależność od Rosji całego naszego regionu Europy. Ponadto pozwoli Orlenowi dostarczać jeszcze więcej ropy nie-rosyjskiej do Czech, na Litwę oraz innych nowych rynków, na których będzie obecny. Rzecz jasna pod warunkiem, że firmy będą dalej na nich współpracować. Bo trzeba pamiętać, że wszystko to dzieje się w ramach funkcjonowania rynku, a partnerzy na nim bywają czasami konkurentami.

Czy umowy zawarte przez Orlen będą miały w dłuższej perspektywie przełożenie na ceny paliw na stacjach benzynowych?

Trudno przewidywać, jaki byłby skutek tych środków zaradczych w kontekście cen paliw, ponieważ nie wiemy jeszcze, jak ostatecznie skończy się proces, który podpisane umowy Orlenu z jego partnerami, został dopiero zapoczątkowany. Czekamy w tym względzie na decyzje Komisji Europejskiej, która nie ma obowiązku zaakceptować wszystkich tych umów. Natomiast można się spodziewać, że wpuszczenie nowej konkurencji na polski rynek w postaci MOL, który ma przejąć 400 dotychczasowych stacji paliwowych Lotosu, zwiększy konkurencyjność naszego rynku. Ponieważ będzie na nim więcej graczy i w związku z tym klienci otrzymają wskutek tego niższe ceny, niż w sytuacji, gdy na rynku funkcjonuje mniej podmiotów. Z drugiej strony stanowi to koszt do opłacenia za plany ekspansji Orlenu, który musi na nasz rynek wpuścić konkurencję, by spełnić wymogi antymonopolowe Komisji Europejskiej.

Czy widać jakieś szanse na to, by jeszcze w tym, zimowym kwartale br. horrendalnie wysokie ceny gazu na świecie i w Polsce miały spadać?

Istnieje obawa, że spadek zapotrzebowania na gaz, wraz zakończeniem sezonu grzewczego, nie wystarczy do tego, by jego ceny spadły. Długotrwały niedobór na rynku, wywołany z winy rosyjskiego Gazpromu, o czym poinformowała oficjalnie Międzynarodowa Agencja Energii, może spowodować, że wysokie ceny gazu utrzymają się przez cały 2022 rok, a być może i w 2023 r. 

Ostateczna zgoda Brukseli na uruchomienie Nord Stream 2 to kwestia miesięcy czy lat? A może taka zgoda nie zostanie wydana?

Wcale nie jest powiedziane, że ruszą dostawy błękitnego paliwa tym gazociągiem. Muszą bowiem zostać spełnione wszystkie wymogi prawa unijnego, aby to było możliwe. Nawet jeżeli gazociąg dostanie zgodę w Niemczech, którą potem Komisja Europejska może zatwierdzić, to i tak wtedy pozostanie jeszcze spór sądowy, którym grożą Polacy i Ukraińcy, biorący udział w procesie certyfikacji dostaw z Nord Stream 2, co może trwać kilka miesięcy, a nawet i kilka lat. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu dla tego projektu, opóźni dostawy o czas trwania całego sporu. 

Z formalnego punktu widzenia, abstrahując od wagi politycznej tej inwestycji, władze unijne wstrzymują się jak dotąd z wyrażeniem na nią zgody, bowiem - zgodnie z zapowiedziami autorów tego przedsięwzięcia - nie przewidują oni możliwości dostępu do tego gazociągu innych zewnętrznych podmiotów, tj. tzw. strony trzeciej.

Rosjanie są potencjalnie w stanie wypełnić wymogi prawa unijnego. Natomiast nie jest powiedziane, że wówczas Nord Stream 2 okaże się rentowny. Straci wtedy sens biznesowy, natomiast cały czas miałby sens polityczny, czyli omijanie Ukrainy w transporcie gazu przez jej terytorium istniejącymi gazociągami, po to, by można było łatwiej wywierać na nią naciski polityczne, a być może i dokonać agresji na ten kraj.

Dlaczego funkcjonowanie NS 2 stanowi zagrożenie dla Polski, skoro z końcem br. ma zostać uruchomiony Baltic Pipe i zakończyć poszerzanie możliwości przerobowych gazoportu w Świnoujściu, co w praktyce uniezależni nas całkowicie od dostaw rosyjskiego gazu?

Nord Stream 2 to problem polityczny. Ponieważ już obecnie dzieli Unię Europejską na lepszych i gorszych. Pozwala także wykorzystywać gaz do celów politycznych, uprawdopodabnia również agresję rosyjską na Ukrainę. Stanowi także problem rynkowy, bowiem ugruntowuje pozycję rosyjskiego Gazpromu na rynkach naszego regionu Europy. Utrudnia także budowę innych gazociągów, zmniejsza rentowność wielomiliardowych inwestycji w dywersyfikację kierunków importu gazu, jak w przypadku naszego terminala LNG w Świnoujściu. Jest to także problem prawny, ponieważ stanowi próbę narzucenia reguł panujących na rynku rosyjskim, które w ogóle nie przystają do przepisów antymonopolowych w Europie. A w końcu NS 2 to także problem z punktu widzenia wspólnej polityki klimatycznej - może prowadzić do zastąpienia zależności od węgla na zależność od gazu rosyjskiego, która ma przecież niebezpieczne konsekwencje polityczne.

Komisja Europejska poinformowała, że wysłała do Polski dwa wezwania do zapłaty kar dotyczące kopalni Turów i jak dotąd nie otrzymała pieniędzy. Zgodnie z procedurą jeśli KE nie otrzyma pieniędzy, potrąci środki z funduszy należnych z budżetu UE. Czy polsko-czeski konflikt o kopalnię w Turoszowie ma szansę zakończyć się relatywnie mało dotkliwie finansowo dla Polski? Pod jakimi warunkami?

Dojście do ugody w tej sprawie pozwoliłoby nie płacić kar. Warunkiem jest znalezienie porozumienia politycznego między Polską, a Czechami, które pozwoliłoby zakończyć spór poza sądem. Na razie jednak się na to nie zanosi. Po stronie czeskiej doszło do eskalacji oczekiwań. Ale z drugiej strony Polacy też dorzucili nową kartę do gry: zapowiedzieli pozew do Sądu arbitrażowego w Sztokholmie przeciwko Brukseli i Pradze w oparciu o tzw. Kartę energetyczną - traktat opisujący zasady współpracy biznesowej na terenie UE bez dyskryminacji. Chodzi o to, że Polacy uznali, że skoro polska kopalnia nie może działać, zaś czeskie i niemieckie, położone od niej w odległości kilkudziesięciu kilometrów - mogą, a taki stan rzeczy stanowi formę dyskryminacji.

W mediach pojawiła się też informacja, że nowa czeska minister ochrony środowiska chciałaby się spotkać w tej sprawie z polską stroną w Warszawie i jak najszybciej podpisać porozumienie. Czy zatem są w Czechach siły, które próbują doprowadzić do ugody w sprawie polskiej kopalni?

Po obu stronach sporu są tacy, którzy faktycznie chcieliby doprowadzić do ugody. Ale też nie brakuje jastrzębi, które za wszelką cenę dążą do zaostrzenia tych relacji. Tylko, że takie podejście nie wróży długoterminowego rozstrzygnięcia sporu polsko-czeskiego. Warto pamiętać przede wszystkim, że może on stanowić precedens, który posłużyłby do tworzenia kolejnych pozwów przeciwko polskim kopalniom.

Czy cena tzw. zielonej transformacji, w tym zapisy pakietu Fit for 55, w naszym kraju nie przewyższy jej pozytywnych skutków? Dla naszego kraju oznacza ona przede wszystkim konieczność ponoszenia gigantycznych, wielomiliardowych kosztów. 

To zależy od finału negocjacji, które zakończą się w 2024 roku. Aktualna polityka rządu powinna zmierzać do blokowania nieakceptowalnych dla nas zapisów, ale też dyskusji o tych, na które możemy się zgodzić. Są tam także różne propozycje, np. w odniesieniu do ciepłownictwa, niemożliwe do spełnienia w Polsce. Ale to nie znaczy, że powinniśmy wetować cały ten pakiet. Zresztą nie jesteśmy tego w stanie tego zrobić. Możemy bowiem do tego doprowadzić jedynie w odniesieniu do części fiskalnych pakietu, a zatem rozmaitych pomysłów, typu dopłaty do paliwa, które mają nas skłonić do zmiany środków transportu - ale nie gdzie indziej. Proces rozpatrywania pakietu Fit for 55 jest w toku. Obecnie możemy abdykować z roli negocjatora, albo wziąć aktywny udział w negocjacjach i mieć wpływ na ostateczne efekty. Wybór należy do Polski.

Dominujący w naszej energetyce węgiel trzeba będzie prędzej czy później zastąpić zieloną energią. Co w naszych warunkach klimatycznych dla nas większy sens: postawienie na energię jądrową czy też na energię wiatrową i słoneczną?

Transformacja energetyczna się toczy, niezależnie od decyzji rządu. Możemy nic nie zmieniać. Zapłacimy więc miliardy za politykę klimatyczną, której nie zrealizujemy. Możemy zmieniać, ale też możemy mieć wpływ na formułę tych zmian. Długoterminowo należy zrezygnować z zależności od węgla, która staje się dla nas coraz bardziej kosztowna  i szkodliwa - na rzecz nowych źródeł i tandemu energetyki jądrowej i odnawialnej. Na tym szlaku należy uniknąć pokusy zbytniej zależności od gazu, którą w naszej części świata stanowi zawsze temat polityczny. Może więc skończyć się na tym, że zostanie nam tylko węgiel, bo niczego nie zbudujemy w latach 20-tych, będziemy czekać na pojawienie się pierwszych reaktorów i elektrowni jądrowych w latach 30-tych. I dopiero wtedy będziemy mogli ustabilizować rozwój OZE, które powstają, bo dają ludziom tańszą energię.

A czy w naszym klimacie mamy wystarczająco dużo wiatru i słońca, by można było w pełni węgiel zastąpić OZE?

Zielone źródła energii nie będą działać samodzielnie, dopóki nie będzie wystarczająco dużo magazynów energii - dlatego niezbędna jest w naszym kraju energetyka jądrowa.

Źródło

Skomentuj artykuł: