[NASZ WYWIAD] Krysiak: NBP wpisuje się w stabilizację bezpieczeństwa państwa

„Straty powstające w trakcie wojny czy - szerzej - kryzysu sięgają często 30 proc. PKB. A zatem w porównaniu z tym zadeklarowany przez Niemcy poziom zwiększenia o 100 mld euro wydatków na obronę stanowi zaledwie kroplę w morzu. To jest myślenie, które trzeba zastosować z perspektywy powiązania systemu bezpieczeństwa funkcjonowania gospodarki i efektywności ekonomicznej”. Z prof. Zbigniewem Krysiakiem, naukowcem SGH w Warszawie i prezesem Instytutu Myśli Schumana, rozmawia Maciej Pawlak

Prezes NBP Adam Glapiński wielokrotnie i mocno stawał w obronie gotówki i sprzeciwiał się trendom jej stopniowej eliminacji z obiegu. W kontekście zwiększonych wypłat gotówki z bankomatów od zeszłego tygodnia - czy sytuacja potwierdza słuszność tego podejścia?

Oczywiście, że tak. W Polsce nie mamy obecnie zagrożenia dla systemu transakcji kartami płatniczymi. Ale z różnych powodów może dojść do sytuacji, że nastąpią ataki hakerskie. Ponadto za granicą te karty - nie z powodu naszego systemu - mogą przecież nie działać. Na razie nie ma alarmu, by miało u nas dojść do takiej sytuacji. Choć na pewno karty nie będą działać w Rosji - widzimy, że takie ryzyko związane z dysfunkcją systemu transakcji kartami jest prawdopodobne. Jak mówiłem może to wynikać z ataków hakerskich, bo transakcje kartowe funkcjonują w układzie rozliczeń międzynarodowych, z udziałem takich organizacji, jak Visa czy Mastercard. Z tym, że u nas, w rozliczeniach międzybankowych, mamy wewnętrzny system rozliczeń. Tak czy inaczej polityka prezesa Glapińskiego sprzeciwiająca się eliminacji gotówki z obiegu, potwierdza słuszność podejścia o konieczności istnienia w obrocie handlowym dywersyfikacji form płatności. Tymczasem jeszcze do niedawna Europa myślała, że sytuacja geopolityczna będzie wiecznie stabilna i że Putin nie stworzy zagrożenia. W tym kontekście brak dywersyfikacji choćby źródeł gazu czy ropy naftowej teraz się zemścił. Nielogiczne postępowanie w żadnym biznesie, nawet na poziomie mikro przedsiębiorstw, nie prowadzi do sukcesu. Trzeba zawsze pamiętać o dywersyfikacji, co odnosi się zwłaszcza do układu w skali makro. 

Czy polityka zwiększania rezerw złota i walut, prowadzona przez NBP, może okazać się teraz szansą na zatrzymanie dewaluacji złotego?

Widać, że ta strategia utrzymywania wysokich (i rosnących) rezerw ma taki sens, że z perspektywy obrotu handlowego, czyli płatności za import, nasze rezerwy - z tego, co pamiętam - wystarczą nawet na rok, nawet, gdybyśmy nie mieli żadnych przychodów z eksportu. Nie ma przy tym obecnie takiego ryzyka, byśmy mieli nie mieć żadnych przychodów z eksportu, tj. z wpływu walut. Ponadto nasz eksport bardzo dobrze stoi. Jest przy tym bardzo zdywersyfikowany w układzie i zachodnim i światowym - poza Rosją. Zatem mamy tu do czynienia głównie z bezpiecznymi płatnikami na Zachodzie. Ponadto rzecz możemy rozpatrywać w odniesieniu do interwencji na rynku walutowym. Oznacza to, że jednocześnie rezerwy (złota i walut) stabilizują funkcjonowanie naszej gospodarki. A co do kursów walut - skoro obecnie stoją one tak wysoko w stosunku do złotego, to bardzo łatwo sprzedawać te waluty na rynek, by eliminować duże skoki kursów walutowych. Co prawda NBP nie steruje kursami, ale sprzedając rezerwy walutowe na rynku, powoduje zwiększoną podaż, a tym samym utrzymywanie stabilnego kursu. 

Co to oznacza obecnie, gdy trwa wojna na terenie naszego wschodniego sąsiada?

Pamiętajmy, że w takich sytuacjach, szczególnie kryzysowych czy wojennych na rynkach panuje dużo emocji. Tymczasem kursy walut zawsze kształtowane są z uwzględnieniem dwóch czynników: fundamentalnego, wynikającego z parytetu handlowego, tj. relacji importu do eksportu, jak również - w wyniku tych transakcji - relacji podaży i popytu na daną walutę. Zaś drugi czynnik, często bardzo istotny i mocno wpływający - to czynnik emocji. To właśnie emocje w tej chwili podbijają ten wzrost. Chodzi przy tym o to, że jeśli rynek będzie obserwował, że te skoki nie idą dalej w górę, tylko przez podaż rezerw w NBP one się stabilizują, to spowoduje schładzanie panujących emocji. Na tym właśnie polega efekt stabilizacji. Myślę więc, że jednocześnie te dwa mechanizmy, poprzez wysokie rezerwy walutowe, są w Polsce zabezpieczone.

Jak Pan ocenia propozycję, by NBP przekazywał określoną część wypracowywanego zysku na cele obronne?

To bardzo dobry kierunek, by jakąś część zysku NBP przeznaczać na cele obronne. Tym bardziej, że ten zysk jest w ostatnich latach bardzo wysoki, co nie nadwyręża kondycji NBP. A jednocześnie komunikat jest ważny. Przecież ten zysk i tak byłby przekazany do Skarbu Państwa. Zaś sam komunikat pokazuje, że NBP wpisuje się w stabilizację bezpieczeństwa państwa. A przeznaczanie tych środków z zysku na bezpieczeństwo militarne bezpośrednio przekłada się na bezpieczeństwo gospodarcze. Jak wiadomo dla inwestorów w podejmowanych przez nich decyzjach inwestycyjnych kluczowa jest stabilność i bezpieczeństwo przed zagrożeniami z zewnątrz. A w obecnej chwili Polska cieszy się dobrą opinią w USA i innych krajach wysoko rozwiniętych. Bowiem jeśli ich inwestycje u nas są dobrze chronione poprzez rozbudowanie naszego potencjału militarnego, kraje te czują się bezpieczne, a rating naszego kraju może być lepszy. Zatem w tym przypadku pośrednio płynie właśnie taki komunikat ze strony NBP. A przecież, zwłaszcza w obecnej sytuacji, wszystkie kraje zaczynają zmieniać myślenie i optykę nt. poczucia bezpieczeństwa. Nawet Niemcy zadeklarowały, że wydadzą 100 mld euro na obronę - tj. powyżej 2 proc. swojego PKB. Państwa unijne zrozumiały, że wydatki na obronę stanowią co prawda pewien koszt, ale trzeba go potraktować jako inwestycję, bowiem stabilizuje on układ gospodarczy. A straty powstające w trakcie wojny czy - szerzej - kryzysu sięgają często 30 proc. PKB. Zatem w porównaniu z tym ten zadeklarowany przez Niemcy poziom wydatków na obronę stanowi zaledwie kroplę w morzu. To jest myślenie, które trzeba zastosować z perspektywy powiązania systemu bezpieczeństwa funkcjonowania gospodarki i efektywności ekonomicznej.

Jak obecna wojna na Ukrainie może wpłynąć na obniżenie spodziewanego w br. wzrostu polskiego PKB i na utrzymanie wysokiej inflacji?

Paradoksalnie może się okazać, że nie obniży to wzrostu PKB. Wręcz przeciwnie - może go podwyższyć. Bowiem z jednej strony ponoszone są różne wydatki na pomoc dla Ukrainy, która idzie przez Polskę, ale jednocześnie duża część biznesu z Ukrainy już jest przenoszona do naszego kraju. Zatem na tym etapie nie ma silnych podstaw, by prognozować, że nastąpi spadek PKB. Zaś w odniesieniu inflacji istotne jest, jak szybko Unia Europejska i USA i kraje arabskie porozumieją się co do szybkiego przestawienia się na dywersyfikację dostaw gazu do Europy. Jak wiemy obecnie Unia Europejska bardzo mocno, z determinacją wspiera przyspieszanie budowy baz paliw. A Polska przecież już za kilka miesięcy będzie miała pełne zabezpieczenie w odniesieniu do dostaw gazu z kierunków nie-rosyjskich. Więc pewne zaburzenia inflacyjne mogą u nas jeszcze potrwać przez jakiś czas, ale gdyby nie podejmowane były te wszystkie działania, zsynchronizowane z USA, Wlk. Brytanią i Unią Europejską, to koszty odchodzenia od zależności energetycznej od Rosji, byłyby niewspółmierne. Utrzymywanie akceptowania obecnych działań Putina doprowadziłoby za chwilę do poważnego kryzysu gospodarczego całej Europy. Zatem pamiętajmy zawsze na czym polega ryzyko: że trzeba zaalokować pewien kapitał, który przeznaczamy na straty, jako inwestycja, po to, by na końcu nie zbankrutować. Przecież posiadając samochód za 500 tys. zł ubezpieczamy go, przy stosunkowo niskiej przecież składce. Dzięki temu, gdy dojdzie do wypadku, nie bankrutujemy. Taką logikę trzeba stosować także w odniesieniu do obecnej sytuacji i jej wpływu na gospodarkę i finanse.

Źródło

Skomentuj artykuł: