Jestem za tym, żeby nie płacić nałożonych kar - powiedział wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS), odnosząc się do sprawy kopalni Turów. Jego zdaniem TSUE i instytucje unijne naruszyły w tej sprawie "wszystkie standardy" zachowania.
- Jestem za tym, żeby nie płacić pieniędzy, które nam zasądzono, w sytuacji, gdy naruszone zostały wszystkie standardy zachowania Trybunału, instytucji unijnych. Inne podobne kopalnie działają kawałek dalej i nikt się ich nie czepia - ocenił Terlecki w radiowej Jedynce.
Dodał, że Polska była gotowa była wydać pieniądze, "żeby mieszkańcy tego pogranicza po stronie czeskiej mieli większy komfort życia, mniej obaw, że ta woda wyschnie w studniach, czy będzie większe zanieczyszczenie powietrza". "Za te pieniądze mogliśmy znacznie więcej zrobić i chcieliśmy" - mówił szef klubu PiS.
W jego ocenie w kwestii Turowa doszło do splotu kilku zdarzeń. Wymienił m.in. wybory w Czechach i to, iż mieszkańcy pogranicza mieli - według niego - nadzieję, że z Polski "wyciśnie się ogromne pieniądze". - Porozumienia nie ma, ale pamiętajmy, że nowy rząd czeski to są zaledwie tygodnie, więc on też musi ogarnąć jakoś tę sytuację - mówił Terlecki. Jak dodał, jeśli chodzi o inne sprawy Czesi w sporach unijnych zachowywali się "solidarnie z nami". - Więc myślę, że i tą sprawę w końcu uda się rozwiązać pomyślnie - zaznaczył.
Czechy wniosły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) skargę przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni Turów pod koniec lutego br. Jednocześnie domagały się zastosowania tzw. środka tymczasowego, czyli nakazu wstrzymania wydobycia. Strona czeska uważa, że rozbudowa kopalni zagraża dostępowi mieszkańców Liberca do wody; skarżą się oni także na hałas i pył związany z eksploatacją węgla brunatnego. Polski rząd do nakazu wstrzymania wydobycia się nie zastosował.
20 września TSUE nałożył na Polskę karę 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni. Polski rząd deklaruje, że płacić nie zamierza.
Terlecki zapytany z kolei o przyszłość relacji polsko-niemieckich ocenił, że "nowy rząd niemiecki w swoim programie miał takie elementy, na które my się nie zgodzimy". Wyjaśnił, że chodzi przede wszystkim o - planowaną jego zdaniem - dalszą federalizację UE. - Na rozmaite kłopoty, które miała Unia w minionym roku i w minionych ostatnich latach, odpowiedzią ma być jeszcze bardziej zaciśniecie tej obroży. Na to się naturalnie nie zgodzimy, stąd nasze krytyczne wypowiedzi - podkreślił.
Według niego Niemcy "są praktykami" i liczą się dla nich "przede wszystkim interesy". - Niemcy są bogate, zadowolone, nie chcą żadnych kłopotów, a chciałyby mieć głos decydujący w Europie - mówił. Zaznaczył, że relacje gospodarcze miedzy Polską a Niemcami "są ogromnie szerokie". - Nie bardzo wierzę, że tu dojdzie do jakichś poważnych trudności czy konfliktów w naszych relacjach - ocenił. - Myślę, że one się ułożą w miarę jak rząd - no taki trochę ideologiczny w części przynajmniej - który dziś zawiaduje Niemcami, zderzy się po prostu z rzeczywistością polityczną i gospodarczą, i będzie musiał stępić swoje ostrze rozmaitych radykalnych pomysłów m.in. w kwestii dalszego +integrowania Europy+, czyli w gruncie rzeczy podporządkowywania Europy państwom najsilniejszym - ocenił Terlecki.