Branża taksówkowa w naszym kraju, srogo poturbowana po pandemii, nie zdążyła się porządnie odbić, a już – przez wojnę i drożyznę na stacjach paliw – zmaga się z nowymi problemami - pisze dzisiaj "Rzeczpospolita".
Gazeta zwraca uwagę, że "mocno wydłuża się czas oczekiwania na taksówki".
- W godzinach szczytu zamówienie przejazdu trwa o kilka-kilkanaście minut dłużej niż zazwyczaj. Z kolei na lotniskach, gdzie ruch pasażerski jest wzmożony w związku ze startem okresu wakacyjnego, można w kolejce do podjazdu spędzić nawet godzinę - pisze.
Z informacji "Rz" wynika, że "sytuacja może wkrótce zacząć się poprawiać, o ile samorządy podniosą ogranicznik w postaci ceny maksymalnej za 1 km".
- Taksówkarze przekonują, że dziś – w dobie drożyzny na stacjach paliw – nawet maksymalna dozwolona taryfa nie gwarantuje rentowności. Zwłaszcza że zarobkiem trzeba się dzielić z platformami łączącymi kierowcę z pasażerami, jak np. Uber, Bolt, Free Now czy iTaxi
Według dziennika, "eksperci wskazują na dramatyczny spadek liczby jednoosobowych działalności gospodarczych świadczących usługi przewozu osób".
- Dun & Bradstreet prognozuje, że w br. może ubyć nawet 2,5 tys. takich podmiotów. Liczba wszystkich firm taksówkowych nad Wisłą skurczy się do nienotowanego od lat poziomu – poniżej 50 tys. (dla porównania w 2009 r. było ich ponad 71 tys.) - informuje.
Gazeta przytacza wypowiedź Krzysztofa Urbana, prezesa Free Now w Polsce, który "uspokaja i wskazuje, iż mierzenie liczby kierowców świadczących usługi taxi liczbą firm posiadających PKD >>przewóz osób<< przestało być reprezentatywne".
- Powód? Liczba taksówkarzy zatrudnionych w firmach flotowych w stosunku do samozatrudnionych jest dziś większa i nadal rośnie. Przybywa kierowców pracujących we flotach, a ubywa samozatrudnionych. 90 proc. nowych kierowców rozpoczyna pracę w popularnych firmach flotowych – przekonuje. Zaznacza przy tym, że w I połowie tego roku dynamika wzrostu aktywnych kierowców we Free Now była dwucyfrowa - czytamy.