Złodzieje między sklepowymi półkami. A kradzieże sporo kosztują

Jest problem z kradzieżami w sklepach. Nie dość, że co roku dochodzi do setek tysięcy wykroczeń i przestępstw, to ich liczba mocno wzrosła. Powód? Trudno się zgodzić z opinią, że winna jest tylko inflacja, bo niektórzy kradną alkohol, czy perfumy. Poza tym procederem zajmują się również szajki przestępców. Dlatego Polacy sugerują surowsze kary dla sklepowych złodziei.

Kluczowym kłopotem jest brak precyzyjnych danych, które by obrazowały rzeczywistą skalę patologii. Zresztą handlowcy sami przyznają, że nie wszystkie przypadki zgłaszają policji, nawet jeśli złodzieja złapią na gorącym uczynku. Nierzadko też odkrywają kradzież dopiero po fakcie, gdy przeglądają nagrania z monitoringu. Bo w małych sklepach zazwyczaj chodzi o drobne artykuły, które łatwo wsadzić w kieszeń i niepostrzeżenie wyjść z nieopłaconym towarem. 
 

„Na co dzień nikt nie jest w stanie oszacować ile ukradziono asortymentu. Braki wychodzą na jaw z reguły podczas inwentaryzacji, najczęściej robionej raz w roku. Są to bardzo kosztowne straty. Większość z nas ma wkalkulowane w koszty działalności kilka procent obrotów z powodu kradzieży” – przyznaje właściciel osiedlowego sklepiku w Lubuskim.
 

Pomimo „szarej strefy”, i tak wiadomo, iż problem jest ogromny. Z danych Komendy Głównej Policji wynika bowiem, że w całym kraju w 2022 r. stwierdzono niemal 33 tysiące tego typu przestępstw. W porównaniu do poprzedniego roku wzrost był bardzo istotny, bo aż o 31,1%. Do tego dochodzi ponad 234 tysiące wykroczeń związanych z kradzieżą (wzrost o 21,5%). 
 

„Sieci handlowe niezbyt chętnie przyznają się do tego, że są okradane. W branży szacuje się, że na tzw. gorącym uczynku udaje się złapać jedynie ok. 10-15% złodziei. Gdyby zatrzymywano wszystkich, wówczas dane byłyby mocno zatrważające” – tłumaczył niedawno Maciej Tygielski, ekspert rynku retailowego i dyrektor zarządzający Grupą SkipWish.  
 

W mediach trwa dyskusja o przyczynach sytuacji. Często podnoszony jest argument, że to przede wszystkim skutek inflacji, a w konsekwencji rosnących cen żywności i zubożenia społeczeństwa. To chyba jednak zbyt prosta recepta. Dlaczego?
 

Do przestępstwa dochodzi, gdy wartość skradzionego towaru przekracza 500 złotych (wkrótce próg zostanie podniesiony do 800 zł) – trudno więc przypuszczać, aby tyle kosztowały skradzione konserwy, pieczywo lub inne artykuły spożywcze. Najczęściej chodzi o niewielki, ale drogi sprzęt elektroniczny, czy też markowe kosmetyki i perfumy, a to raczej nie są towary pierwszej potrzeby. Mało tego – bardzo często łupem sklepowych złodziei pada również alkohol (w analizie Crime&Tech oraz Checkpoint Systems podano, iż tylko z tego powodu roczne straty sięgają ćwierć miliarda euro!). Nie jest też żadną tajemnicą, że grasowaniem w galeriach lub wielkopowierzchniowych sklepach zajmują się wręcz przestępcze szajki. 
W zeszłym roku serwis wiadomoscihandlowe.pl opracował listę kilkunastu metod kradzieży najczęściej stosowanych przez sklepowych złodziei. Niektóre zaskakujące, wręcz pomysłowe, ale zdecydowana większość to prymitywne działanie. Jak choćby chwytanie towaru i ucieczka ze sklepu, albo nie zeskanowanie wszystkich produktów w kasie samoobsługowej. 
 

Niektórzy złodzieje wchodzą do sklepu z napojem, biorą np. biżuterię i wrzucają do kubka z wieczkiem. Inni biorą z półki towar, a później na bezczelnego chcą pieniędzy za zwrot. Bardziej pomysłowi grzebią w przysklepowych śmietnikach, znajdują paragony, biorą identyczny towar z półki i go „zwracają” w ten sposób zdobywając gotówkę. 
 

„W marketach budowlanych zwykle występują działy “Ogród”, które usytuowane są na zewnątrz i ogrodzone są płotem. W dogodnym momencie złodziej pozostający na zewnątrz przerzuca linkę, do której ten w środku przywiązuje skradziony towar, np. drogie elektronarzędzie” – opisały wiadomoscihandlowe.pl
 

Ostatnio sporo emocji wywołują „kradzieże na metkę”, czyli zdejmowanie tej z droższą ceną, a przyklejanie z niższą. Wkrótce temu wątkowi FilaryBiznesu.pl poświęcą więcej uwagi, bo takie zachowanie może być uznane już nie „tylko” za kradzież, ale oszustwo. Co się kończy znacznie surowszą karą. 
Bez względu jednak na realne przyczyny, nie ma żadnych wątpliwości, że problem – i to poważny – istnieje. Podobny pogląd ma większość Polaków, a z wyników niedawnego sondażu, przeprowadzonego przez UCE RESEARCH dla Grupy SkipWish, wynika, że spora grupa osób chce zaostrzenia kar dla sklepowych złodziei. Tak uważa aż 44,1 respondentów i ma to bezpośredni związek z rosnącą ilością przypadków naruszenia prawa. 
 

„21,2% badanych jest przeciwnego zdania, uznając, że obecne sankcje są odpowiednie. 16,1% ankietowanych nie potrafi się określić w tej kwestii. 14,3% twierdzi, że zamiast karać, rząd powinien zastanowić się nad szerszą edukacją. Natomiast 4,3% uczestników sondażu wskazuje, że nie obchodzi ich ten problem” – podali autorzy badania.
 

Zaskakuje, że ostatnia grupa jest tak duża - lekceważą zagadnienie, a mogą to odczuć we własnym portfelu.
 

„Skutki rosnącej liczby kradzieży, zarówno przestępstw, jak i wykroczeń, będą długo widoczne. Sprzedawcy będą coraz więcej inwestować w ochronę i odstraszające złodziei kampanie informacyjne. Ponadto firmy produkcyjne i handlowe będą uciekać w eksport. To wszystko będzie windowało ceny w każdym formacie handlowym” – ostrzega dr Maria Andrzej Faliński, były wieloletni dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Źródło

Skomentuj artykuł: