Słabe lokaty i niskie oprocentowanie kredytów do 2030 r. - taką perspektywę malują przed nami kontrakty terminowe. Do długoterminowych prognoz należy podchodzić z rezerwą, ale póki co są one korzystne dla dłużników, ale złe dla oszczędzających.
Nawet do 2030 r. stopy procentowe w Polsce mają nie wrócić do poziomu sprzed epidemii - sugerują najnowsze notowania kontraktów terminowych. To znaczy, że według tej prognozy nawet tak długo kredyty będą tanie, a lokaty rachitycznie oprocentowane
Jeśli ta prognoza się sprawdzi, to osoba, która dziś pożyczyłaby na 25 lat pieniądze w ramach kredytu hipotecznego musiałaby się dziś liczyć z miesięczną ratą na poziomie około 480 zł w przeliczeniu na każde pożyczone 100 tys. zł (oprocentowanie 3%). Dopiero za 2-3 lata kwota ta miałaby wzrosnąć o dosłownie kilka zł, a za 10 lat wynieść około 550 zł miesięcznie. Jest to bardzo obiecująca perspektywa dla kredytobiorców, którzy jeszcze przez lata mieliby się cieszyć z bardzo niskich rat.
Jeśli założyć, że w kontraktach IRS jest ziarno prawdy, to oznacza to, że powody do niepokoju mają posiadacze oszczędności. Już dziś mogą oni zakładać przeciętne roczne lokaty z oprocentowaniem na poziomie zaledwie 0,14% (minus podatek), a przecież za rok inflacja ma wynieść 1,5% - sugeruje lipcowa projekcja inflacji przygotowana przez NBP. To znaczy, że inflacja będzie konsumowała siłę nabywczą pieniędzy nawet kilkanaście razy szybciej niż banki będą dopisywały odsetki do lokat. W kolejnym roku wcale nie będzie lepiej. Za rok lokaty będą pewnie podobnie oprocentowane jak dziś, a pod koniec 2022 r. inflacja na wynieść 2,2%.
Gdyby tego było mało, to jeśli potem inflacja będzie na poziomie 2,5% w skali roku (cel inflacyjny NBP), to jeszcze przez wiele lat może być tak, że przeciętna lokata będzie zbyt nisko oprocentowana, aby zachować siłę nabywczą oszczędności.
Zła passa deponentów idzie jednak ręka w rękę z dobrą passą kredytobiorców i co więcej jest tak już od kilku lat. Zobaczmy co stałoby się gdyby wyżej opisane prognozy oparte o kontrakty terminowe miały się sprawdzić? Oznaczałoby to kolejne długie lata niskich rat. W naszym przykładzie kredytobiorca do końca 2030 r. mógłby zaoszczędzić na odsetkach aż 80 tys. zł względem tego czego mógłby się spodziewać zadłużając się w 2012 r. Gdyby ponadto wszystkie zaoszczędzone na ratach pieniądze na bieżąco przeznaczał na nadpłatę kredytu, to długu pozbyłby się już w 2028 r. zamiast roku 2037, na który pierwotnie umówił się z bankiem.