Podwyżki składek ZUS, brak pracowników i ich wysokie oczekiwania płacowe, oraz skok cen diesla to spore ciosy dla branży TSL już od pierwszych tygodni 2025 roku. Świętowanie chińskiego nowego roku zawsze oznacza spowolnienie w sektorze. Nawet miesięczne opóźnienia w dostawach nie ułatwiają odbicia. Konieczne będą również inwestycje w digitalizację, dekarbonizację i zapewnienie bezpieczeństwa łańcuchom dostaw. Na wszystko to potrzebne będą bieżące środki, na które w branży często trzeba czekać.
Firmy z sektora Transportu, Spedycji i Logistyki (TSL) od początku 2025 roku stają przed sporymi wyzwaniami. Już pod koniec minionych 12 miesięcy Polski Instytut Ekonomiczny, wskazywał, że kluczowymi barierami rozwojowymi dla przedsiębiorców z sektora TSL będą przede wszystkim rosnące koszty pracownicze oraz niedobór pracowników, niepewność gospodarcza i wysokie ceny energii i paliw.
Trzy ciosy na start nowego roku
Nie bez powodu na czoło tej analizy wysuwają się koszty związane z zatrudnieniem. Zgodnie z prognozami Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej prognozowane przeciętne wynagrodzenie na rok 2025 wyniesie 8 673 zł. Oznacza to wzrost o niemal 850 zł rok do roku. Ta podwyżka wiąże się oczywiście także z podniesieniem składek ZUS, co dla właścicieli firm transportowych od zawsze stanowiło istotny element ponoszonych kosztów. Taki rozwój sytuacji oznacza, że zatrudnienie kierowcy, i to bez względu na to czy jeżdżącego z ładunkiem po kraju czy też za granicą, będzie jeszcze bardziej kosztowne.
Sytuacji nie poprawia panujący na rynku niedobór pracowników, mogących pracować w branży. Niełatwo dziś przyjąć do pracy wykwalifikowanych kierowców, a utrzymanie tych już zatrudnionych również nastręcza trudności. Zazwyczaj średnia płaca to za mało.
Dla sektora dotkliwe są też podwyżki cen oleju napędowego. Koszty diesla, które przywitały przewoźników na początku roku, były wyższe średnio o 15 groszy za litr.
- Można powiedzieć, że branża TSL otrzymała co najmniej trzy potężne ciosy już na początku tego roku. Według zapowiedzi i prognoz nie powinny być to ciosy nokautujące dla sektora, ale jednak mogą one poważnie zachwiać równowagą finansową niektórych przedsiębiorstw. Trzeba przetrwać ten trudny początek roku, trzeba dbać o stabilność finansową, bez której ciężko o pokrycie tych wszystkich dodatkowych obciążeń i wydatków
– komentuje Jerzy Dąbrowski, Członek Zarządu Finea, specjalizującej się w finansowaniu branży TSL.
Chiński nowy rok oznacza nawet miesięczne opóźnienia
Obok nowych problemów cały czas aktualne dla sektora pozostają dotychczasowe wyzwania, jak choćby opóźnienia w płatnościach czy też spowolnienie gospodarcze w Niemczech. Trudności w szybkim odbiciu przysparza również świętowanie nowego roku w Chinach. Te obchody w Państwie Środka rozpoczęły się 29 stycznia i celebrowane były aż przez cały tydzień. Wiązało się to z całkowitym przestojem w pracy fabryk, urzędów i przedsiębiorstw. Zamrożony był także cały transport, a zaległości rozciągnęły się na luty.
Zakłócenia w logistyce u handlowego potentata jakim są Chiny, odbijają się na całym świecie. Tygodniowa przerwa może w ostateczności skutkować nawet miesięcznymi opóźnieniami w dostawach. Poszkodowana więc w tej sytuacji może być każda firma, której łańcuchy dostaw są połączono w jakiś sposób z producentami z Chin.
- Nawet jeśli firma brała pod uwagę wcześniej możliwy przestój w związku ze świętowaniem w Chinach reperkusje, które odbiły się rykoszetem i trafiły w nią, mogą być nieprzewidywalne. Umiejętne przystosowanie się i reakcja na niespodziewane wydarzenia to dziś w sektorze TSL nieoceniona zdolność. Obciążające branżę, nieterminowe uiszczanie płatności przez kontrahentów, a przy tym trudności związane z opóźnieniami dostaw z Azji, mogą spowodować naprawdę trudny start w nowy rok. Wg danych faktura.pl czas oczekiwania na przelew w małych firmach z kategorii transport i gospodarka magazynowa w IV kw. 2024 r. wyniósł aż 21 dni. Zdecydowanie najdłużej ze wszystkich branż. Jeśli do tego dodamy miesiąc opóźnienia związany z sytuacją w Chinach, sytuacja robi się poważna. Kto nie zabezpiecza szybszych płatności na co dzień, może mieć kłopoty
– komentuje Jerzy Dąbrowski w Finea.
W branży pojawiają się jednak optymistyczne nastroje
Pomimo trudnego początku roku przewidywania Polskiego Instytutu Ekonomicznego wobec branży TSL są raczej optymistyczne. Przede wszystkim dla ekspertów z sektora bardzo dobry sygnałem są zapowiedzi wzrostu PKB do poziomu 3,5 proc. (wg MFW za Gov.pl) wobec 2,9 proc. (GUS) w 2024 roku. Ponadto według raportu „Perspektyw Zatrudnienia 2025” przygotowanego przez Manpower, wzrośnie także liczba etatów w transporcie, logistyce i spedycji. Już w początkowych trzech miesiącach wzrost ma ten wynieść 22 proc.
- Takie szacunki to dobry sygnał, bo oznaczają więcej zleceń i przychodów. Musimy jednak pamiętać, że czeka na nią także cały szereg kwestii, na które nie mają wpływu, jak choćby rosnąca inflacja, czy możliwe niższe marże ostro konkurujących ze sobą przewoźników. Przedsiębiorcy stają również wobec wyzwań takich jak choćby konieczność przyspieszenia procesów digitalizacji. Obecnie tylko firmy, które będą konkurencyjne w tym obszarze, mają szansę utrzymać się na rynku. Są to również wyzwania związane z szeroko pojętą dekarbonizacją i dążeniem do zeroemisyjności. Pojawiają się również nowe wymagania w obszarze tzw. zrównoważonego rozwoju, czy też zapewnienia bezpieczeństwa łańcuchom dostaw. To wszystko oznacza, że dla przedsiębiorców z sektora TSL jest to nie tylko rok problemów, ale także rok konieczności podjęcia mądrych, ale zdecydowanych inwestycji w rozwój. Warto zabezpieczać na nie środki – podsumowuje Jerzy Dąbrowski z Finea.