[NASZ WYWIAD] 5-6% inflacji HICP w Polsce, wystąpi najprawdopodobniej w pierwszych miesiącach przyszłego roku
Wygląda na to, że ewidentnie nie ścięliśmy zbyt mocno wydatków na usługi, a za to nastąpiło ich głębsze ścięcie na towary trwałego użytku, czyli AGD, RTV, samochody, czy meble. Trochę mniej stawiamy na rzeczy materialne, a trochę więcej na to, żeby coś przeżyć, zobaczyć, pobyć z kimś, po prostu cieszyć się życiem, gdy widzimy, że najgorsze czasy pandemii są za nami. Z Piotrem Soroczyńskim, głównym ekonomistą Krajowej Izby Gospodarczej, rozmawia Maciej Pawlak
W czerwcu 2023 r., jak poinformował GUS, inflacja konsumencka (CPI) rok do roku wyniosła 11,5%, a w stosunku do maja br. utrzymała się na tym samym poziomie. Od lutego, kiedy wyniosła 18,4% spadła więc o prawie 7 pkt. proc. Czy to już faktycznie koniec dynamicznych spadków inflacji w tym roku? W który miesiącu inflacja może wynieść poniżej 10%?
W okolicach 10% powinniśmy być w sierpniu. Te najbliższe spadki będą wciąż duże, ale może nie o 1,5, punktów proc., ale o ok. 1 pkt. proc., bo mamy jeszcze lipiec i sierpień, kiedy powinna spaść do 10%. To nadal będą duże spadki, ale nie tak głębokie, jak od lutego. Oczywiście trzeba przy tym pamiętać, że do tej pory schodzimy tak mocno z najwyższych poziomów inflacji, bo wynika to z efektu wysokiej ubiegłorocznej bazy do porównań. Wtedy bardzo szybko rosła inflacja, teraz ona równie szybko spada. Jednocześnie elementy, na które zwróciłbym szczególnie uwagę, to przede wszystkim ceny paliw. One są wyraźnie tańsze, niż przed rokiem. To jest nie tylko kwestia tego, co się dzieje z cenami surowców na rynkach światowych, ale tego co się dzieje ze złotym. Nasza waluta jest o 7- 8% mocniejsza, niż przed rokiem - to dosyć mocno wpływa na wiele czynników kosztowych dotyczących surowców, które importujemy, a więc paliwa, ropę naftową, czy inne surowce. Natomiast jednocześnie ceny żywności pozostają wciąż o 17,8% wyższe, niż przed rokiem.
Jak podał Eurostat inflacja liczona według metodologii unijnej (HICP) w strefie euro także spada z miesiąca na miesiąc - wyniosła w czerwcu 5,6% w ujęciu rocznym wobec 6,1% w maju. Przy czym najniższa jest w Luksemburgu (12%) i Belgii (2,7%), a najwyższa w Łotwie i na Słowacji (11,3%) i krajach bałtyckich (8-9%). Kiedy w Polsce możemy się spodziewać inflacji HICP na poziomie 5-6%, jak obecnie średnio w strefie euro?
5-6% inflacji HICP w Polsce, wystąpi najprawdopodobniej w pierwszych miesiącach przyszłego roku. Obecny rok zakończymy zapewne w granicach między 6, a 7%. I jeżeli nic nadzwyczajnego nie wydarzyłoby się, to w granicach 5% powinna wynieść w pierwszym kwartale przyszłego roku. Te dość duże różnice w poziomach inflacji HICP w strefie euro, pomiędzy różnymi krajami są spowodowane wieloma czynnikami. To jest kwestia różnic w tzw. koszyku inflacyjnym towarów i usług w poszczególnych państwach. Bo np. w krajach na dorobku, jak my, w koszyku istotną rolę odgrywają ceny nośników energii, jak również żywności, która przecież mocno zdrożała. Z kolei w krajach zamożniejszych główny czynnik napędzający inflację to tzw. inne usługi - takie, które aż tak bardzo zdrożeć nie musiały. Dotyczy to na przykład krajów typu Luksemburg, czy Belgia. Z tego między innymi biorą się różnice w poziomie inflacji. A ponadto chodzi o to, że takie kraje, jak my, czy bałtyckie, znajdujące się bardziej na wschodzie Europy, wciąż wymagają utrzymywania nieco wyższych poziomów stóp procentowych niż na Zachodzie. Wobec tego, jeżeli funkcjonuje jedna stopa dla wszystkich unijnych krajów strefy euro, to dla niektórych ona jest trochę za wysoka, dla niektórych trochę za niska. Pamiętajmy w tym kontekście, że Europejski Bank Centralny utrzymywał przez bardzo długi czas, bardzo łagodną politykę utrzymywania niskich stóp. I to okazało się niekorzystne dla takich krajów strefy euro, jak Litwa, Łotwa, Estonia czy Słowacja - obecnie z najwyższą inflacją wśród krajów tej strefy.
W ostatnim czasie w przestrzeni medialnej pojawiły się spekulacje, że u nas Rada Polityki Pieniężnej NBP jeszcze wcześniej niż na koniec br. - jak sądzono do tej pory - rozpocznie serię obniżek stóp procentowych.
Wśród części analityków istnieje odwieczny rozdźwięk, między tym co zrobi Rada, a tym co oni by zrobili na miejscu poszczególnych jej członków. Większość z nas, analityków, dokonuje ocen raczej konserwatywnych. Uważamy, że stopy powinny być na poziomie inflacji, albo trochę wyższe. Tak w tej chwili nie jest. Stopy są znacznie niższe - np. w lutym luty, było 18,4% inflacji, a stopy wynosiły niecałe 7%. Jeżeli by zatem inflacja spadła np. do 5% i Rada chciałaby tę proporcję utrzymać, to stopy należałoby trochę zmniejszyć. Zatem te spekulacje wśród ekspertów to pożywka, do analiz, jak szybko stopy spadną i kiedy Rada na poważnie zacznie o tym rozmawiać. Dla mnie to mogłoby się stać w końcówce lata br. A jeśli tak, to być może nawet pierwsza obniżka stóp nastąpi we wrześniu.
A jeśli tak, to do jakiego ich poziomu zejdziemy do grudnia?
Gdyby faktycznie było tak, jak widzimy, że znajdujemy się wciąż na ścieżce dalszego dynamicznego zmniejszania się inflacji, a przy tym koniunktura gospodarcza, zwłaszcza w całym drugim kwartale, okazała się znacznie słabsza, niż się wszyscy spodziewali, może się okazać, że Rada stwierdzi, że już tego przyhamowywania spadku stóp procentowych wystarczy. Wówczas zacznie pomału łagodzić swoją politykę. Ze znanych mi prognoz analityków, co do wielkości stóp na koniec roku, to przewidują oni, że osiągną poziom od 6,75%, tak jak jest w tej chwili, do 6,0% (to jest akurat moja prognoza). Należy się zatem spodziewać, że do końca br. stopy spadną o 0,25, może 0,5, może 0,75 pkt. procentowych. Przy czym nie będzie to posunięcie jednorazowe, ale raczej rozdzielone na kilka kolejnych miesięcy.
Według danych GUS w pierwszych czterech miesiącach br. turystów polskich i zagranicznych nocujących w polskich hotelach było łącznie 9,7 mln, podczas gdy jeszcze rok temu było to 8,3 mln, a w 2019, tj. ostatnim roku przed pandemią – 9,2 mln. Czy można powiedzieć, że krajowa branża turystyczna nadrobiła już straty związane z koronawirusem?
Może tak faktycznie być. Warto przy tym w tym kontekście zwrócić uwagę na fakt, że my w tej chwili przy wydrenowanych przez inflację portfelach, bo płace jej poziomu nie nadganiają, mamy inne niż zwykle wyjaśnienie sytuacji w tej branży. Zazwyczaj jest tak, że przy wysokiej inflacji gospodarstwa domowe tną wydatki na rozmaite usługi, więc również na turystykę czy inne formy wypoczynku, bo z tego stosunkowo łatwo przychodzi zrezygnować. Dopiero w następnej kolejności tniemy wydatki na dobra trwałego użytku, a na końcu na dobra szybkozbywalne. Obecnie wygląda to tak, że ewidentnie nie ścięliśmy zbyt mocno wydatków na usługi, a za to nastąpiło ich głębsze ścięcie na towary trwałego użytku, czyli AGD, RTV, samochody, czy meble. Trochę mniej stawiamy na rzeczy materialne, a trochę więcej na to, żeby coś przeżyć, zobaczyć, pobyć z kimś, po prostu cieszyć się życiem, gdy widzimy, że najgorsze czasy pandemii są za nami.
A branża turystyczna? Czy kryzys ma już za sobą?
Jest jeszcze jedna rzecz, którą warto odnotować - otóż branża związana z turystyką i hotelarstwem jest rozdzielona na dwa części. Jeden to tradycyjna turystyka dla ludzi podróżujących na urlopach czy wakacjach. Ale jednocześnie duża część bazy turystycznej przez sporą część roku ma obłożenie ze strony firm, które organizują konferencje, sympozja, targi, czy wystawy. Ta część branży hotelarsko-turystycznej nadrabia zaległości za czasów pandemicznych bardzo wolno. O ile są więc dobre wyniki w turystyce indywidualnej, to spotkania, zebrania, sympozja, konferencje rozwijają się pomału. Wciąż jest ich nadal mniej niż przed pandemią i przed kryzysem, ludzie nauczyli się, że można przyoszczędzić, bo konferencja online okazuje się znacznie tańsza niż stacjonarna, np. z koniecznością dojazdów i pobytu np. 3 dni w hotelu, z posiłkami i dodatkowymi imprezami wieczornymi itd. tak więc segment targowo-wystawienniczy branży hotelarskiej nie odczuł jeszcze końca kryzysu.
W 1 kwartale 2023 r. odnotowano wzrost ruchu granicznego cudzoziemców o 10,0% i Polaków o 13,3% w stosunku do I kw. 2022. A jednocześnie wartości towarów i usług zakupionych w tym okresie przez cudzoziemców w Polsce oraz towarów i usług zakupionych przez Polaków za granicą były większe niż w 1 kwartale 2022 r., odpowiednio o 37,7% i o 39,3%. Są to wartości znacznie przekraczające poziom inflacji. Jak duży wpływ na te wyniki mógł mieć napływ uchodźców ukraińskich w wyniku wojny, a jaki zwiększenie wśród Polaków wyjazdów turystycznych za granicę?
Przytoczone dane też mnie zaskoczyły. Być może chodzi przede wszystkim o ruch przygraniczny, np. o to, że część z tych osób, które kupowały blisko granicy, skorzystały z tzw. okazji - że w krajach ościennych były promocje, przeceny, choć może nie wszystko było dla nas tanie, bo przecież na początku roku złoty był bardzo słaby i to nie zachęcało do zakupów na zewnątrz. Ale mimo wszystko tego typu zakupy na pewno miały miejsce. Może były to także zakupy dóbr droższych, np. samochodów: nowych, może używanych, a także sprzętów AGD, RTV.