Wskutek pandemii Polacy otrzymali 11% mniej kredytów hipotecznych

160 tys. nowych kredytów na zakup mieszkań na łączną sumę 46 mld zł - tak wg Biura Informacji Kredytowej (BIK) zadłużali się Polacy przez pierwsze trzy kwartały br. To całkiem niezły wynik biorąc pod uwagę epidemiczne zawirowania - ocenia Bartosz Turek z HRE Investments.

Dane BIK na temat liczby i wartości udzielonych przez banki kredytów mieszkaniowych są całkiem dobre. Okazuje się bowiem, że epidemiczne zawirowania wcale nie pogrążyły rynku kredytowego. Co więcej, już do kilku miesięcy Polacy chętnie zadłużają się na zakup mieszkań, a banki - choć ostrożniej niż przed rokiem - tych kredytów chcą udzielać.

Przez pierwsze trzy kwartały banki udzieliły bowiem 160,1 tys. kredytów. To o 11,1% mniej niż w analogicznym okresie przed rokiem. Lepiej jest w przypadku wartości udzielanych kredytów. Choć ta jest póki co wciąż niższa niż przed rokiem, to wynik na poziomie 46,2 mld zł po trzech kwartałach jest już tylko o 5,4% niższy niż przed rokiem.

To bardzo dobre wyniki zważywszy na fakt, że kwiecień i częściowo też marzec były trochę „straconymi miesiącami” ze względu na tzw. lockdown. Z drugiej strony sam wrzesień był kolejnym miesiącem poprawy danych - liczba udzielonych kredytów mieszkaniowych była tylko o 5,1% niższa niż przed rokiem, a wartość udzielonych długów była we wrześniu br. już tylko o 2,5% niższa niż we wrześniu 2019 r. Jesteśmy więc na dobrej drodze do tego, aby dane za październik lub listopad były nawet lepsze niż przed rokiem - szczególnie, że inne dane BIK pokazują, że chętnych na kredyty było we wrześniu więcej niż w 2019 r.

Najnowsze dane BIK niosą za sobą jeszcze jedną ciekawą informację. Fakt, że liczba udzielonych kredytów spadła mocniej niż wartość zaciągniętych długów sugeruje bowiem, że miejsce osób chcących kupić swoje pierwsze tanie mieszkanie skutecznie zastąpiły osoby bardziej majętne. Trudno się dziwić, banki w odpowiedzi na epidemię zaostrzyły kryteria udzielania kredytów mieszkaniowych. Szczególnie dotknęło to osób młodych, dla których dużym problemem jest skompletowanie wkładu własnego (dziś standardem jest 20%, przed epidemią wystarczyło 10% ceny mieszkania w gotówce). Młodzi częściej pracują też na tzw. umowach śmieciowych, w ramach samozatrudnienia lub posiadają czasowe umowy o pracę. Wszystkie te formy zarobkowania są przez banki mniej doceniane niż jeszcze kilka miesięcy temu.

Z tym wykluczeniem młodych z rynku mieszkaniowego mógłby skutecznie walczyć rząd wprowadzając wzorem Nowej Zelandii system gwarancji kredytowych dla osób kupujących pierwsze, relatywnie tanie mieszkanie.

Skomentuj artykuł: